W żadnej kopalni nie znajdą już pracy. Dwaj górnicy strzałowi z kopalni Polkowice-Sieroszowice zostali dyscyplinarnie zwolnieni z pracy za to, że odmówili pomocy rannemu koledze.


– Facet się potknął, przewrócił i w tym momencie poleciały skały – opowiada Krzysztof, górnik pracujący w kopalni Polkowice-Sieroszowice. – W tym momencie poleciały skały, on zaczął się wycofywać w bezpieczne miejsce, ale i tak się na niego posypało. Skała uderzyła go w okolicę potylicy. Na szczęście był z nim drugi górnik. Szybko się z nim wycofał z miejsca gdzie urobek leciał na głowę. Ale ten ranny to chłop jak dąb, nie było szansy na to, żeby samemu mógł go stamtąd wyprowadzić. Potrzebny był transport dlatego sztygar powiedział tym dwóm żeby pojechali po niego, ale oni odmówili, stwierdzili, że wypełniają papiery. Potem drugi raz dostali to samo polecenie. Też domówili skur…..yny.
To nie scenariusz filmu dokumentalnego ani też podwórkowe opowieści spod osiedlowego trzepaka. To rzeczywiste zdarzenie, które miało miejsce w jednej z kopalni KGHM.
Do wypadku, o którym mowa doszło w połowie stycznia bieżącego roku.
Obrażenia jakie odniósł poszkodowany mężczyzna nie były ciężki. Wypadek zakwalifikowano jako lekki. Mimo to, dwóch strzałowych poniosło konsekwencje.
– Mówimy o braci górniczej, o etosie od wieków związanym z tym zawodem, o zwykłym koleżeństwie i niesieniu pomocy drugiemu. Pod ziemią górnicy mogą polegać tylko na sobie. Kiedy chodzi o ratowanie ludzkiego życia odkłada się na bok wszystko inne i spieszy z pomocą człowiekowi – mówi Dariusz Wyborski, rzecznik prasowy KGHM. – Na powierzchni możemy się nie lubić, ale nie odmawia się pomocy rannemu człowiekowi.
Sztrzałowi, których sztygar zmianowy dwukrotnie skierował do pomocy przy transporcie rannego górnika od 1 lutego nie pracują w kopalni. Każdy zakład pracy ma swój wewnętrzny regulamin, podobnie jest w kopalniach, a odmowa udzielenia pomocy to jego ciężkie naruszenie.
Autor: MC

Poprzedni artykułPowalczą o Złotą Nutkę
Następny artykułWniosek wysłany. Dubiński straci order?