Budowa? Na razie dokładnie nie wiadomo – ale około 6 mln zł. Utrzymanie – 2,2 mln zł. LubinExtra! wie już, że to nie wszystko. Prezydent nie powiedział o innych kosztach ptaszarni czyli Centrum Edukacji Przyrodniczej (CEP).

Przetarg był jasny i czytelny. Prezydent z urzędnikami wykoncypowali, że warto w pięknie wyremontowanym Parku Wrocławskim postawić extra bajer – ptaszarnię, którą szumnie nazwano Centrum Edukacji Przyrodniczej – w skrócie CEP. Pomysł ciekawy i podoba się wielu mieszkańcom, ale okazuje się, że będzie miasto – czyli lubinian – słono kosztował.
CEP jeszcze nie powstał, a już wzbudził szereg wątpliwości i kontrowersji. Pierwsza to kolejność podejmowania decyzji. Najpierw prezydent mówi, że zrobi, potem dopiero pyta radnych o zgodę, czy zrobić może, a zanim zapytał o zgodę, okazuje się, że o ptasim pomyśle od dawna rozmawiał z wrocławskim ZOO – wynika z doniesień Gazety Wrocławskiej. Kolejność nie taka jak trzeba, ale w Lubinie nic już nikogo nie zdziwi, jeżeli przyjmiemy, że radni Lubin 2006 tańczą tak, jak prezydent im zagra, zapominając, że mają go kontrolować, a nie pozwalać na wszystko.
Dzisiaj okazuje się, że wrocławskie ZOO będzie miało swój „zamiejscowy oddział”, który nie tylko nie będzie nadwyrężał budżetu ZOO, ale jeszcze da „Wrocławiowi” zastrzyk gotówki, bo za wszystko zabulą mieszkańcy Lubina.
Ze Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia wynika kilka zastanawiających faktów i bardzo dziwnych zapisów co do obowiązków ogrodu zoologicznego. W zasadzie można powiedzieć, że obowiązkiem ogrodu jest dostarczenie okazów i zarządzanie on-line, bez konieczności codziennej pielęgnacji ptaków w Lubinie. I tak: ekspert ds. hodowlanych ma być dostępny przez cały tydzień pod …telefonem i mejlem, a raz w miesiącu ma odwiedzić CEP w Lubinie. Kolejny specjalista od zarządzania, tym razem w kwestii finansowo-zaopatrzeniowych ma być dostępny pięć dni w tygodniu pod …telefonem i mejlem oraz raz w miesiącu w CEP-ie. To nie koniec wirtualnych osób, które będą odpowiadały za zarządzanie. Nawet weterynarza na miejscu nie będzie! Ma być dostępny pod …telefonem i mejlem i raz w miesiącu pojawić się w ptaszarni. Jedyny specjalista, który musi być w Lubinie raz w tygodniu przez osiem godzin, to ekspert administrator ds. zarządzania obiektem lub jego pełnomocnik, ale aby się nie przepracował nie musi być pod telefonem i mejlem. Uczciwie trzeba też przyznać, że umowa przewiduje możliwość wezwania w każdej chwili każdego z “wirtualnych” speców do Lubina.
ZOO zgodnie z wykazem ma dostarczyć do Lubina kilkadziesiąt gatunków ptaków oraz kilka kóz i świń, owiec i kuca szetlandzkiego. Ma również przeprowadzić zajęcia edukacyjne dla 12 tys. lubińskich dzieci ze szkół i przedszkoli i pilnować, aby ptaszarnię zaprojektowano zgodnie ze standardami. Reszta obowiązków sprowadza się do wskazywanego już wyżej „zarządzania operacyjnego”, które ZOO zrobi on-line za pomocą mejli i telefonów, bo niemal we wszystkich obowiązkach pielęgnacyjnych ogród zoologiczny zostanie wyręczony przez Lubin i miejskich pracowników. W tym miejscu okazuje się, że utrzymanie ptaszarni nie będzie kosztowało wątpliwych już 2,2 mln zł, a o okrągły milion złotych rocznie więcej. Przez trzy lata zbiorą się dodatkowo okrągłe 3 mln zł. Zatem łączne koszty ptaszarni nie będa w trakcie umowy z ZOO mniejsze niż 5-6 mln zł. Dodajmy, że nie znamy jeszcze ostatecznych kosztów budowy oazy dla ptaszków. Urzędnicy optymistycznie szacują, że 6 mln zł. A co jeżeli na budowę trzeba będzie wydać więcej?
Pojawia się pytanie, dlaczego przy takim wynagrodzeniu dla ZOO, w jego obowiązkach nie znalazły się roboty faktycznie generujące koszty takie jak – sprzątanie, karmienie, zakup karmy i pielęgnacja zieleni.
Na dzisiaj nie wiadomo nawet, czy w tym milionie są również inne – nie wynikające z umowy – koszty. Ktoś przecież będzie musiał w nocy ptaszarni pilnować. Nawet jeżeli będzie to jeden, albo dwóch strażników miejskich, to też będą to dodatkowe koszty dla budżetu Lubina. W parku ma być monitoring. Nie jest wykluczone, że do jego obsługi potrzebna będzie kolejna osoba i też będą to koszty dla budżetu miasta, które zapłacą podatnicy z Lubina. Niestety nie wiadomo, czy na tym nie koniec dodatkowych ukrytych w budżecie miasta wydatków na ptaszarnię.
Wątpliwości co do umowy, którą prezydent Robert Raczyński ma zawrzeć z ZOO we Wrocławiu nie rozwiewa inny, można powiedzieć przedziwny, zapis. Wynika z niego, że gdyby prezydent rozmyślił się i zerwał umowę z ZOO, to musi ogrodowi zapłacić karę w wysokości …50% umownego wynagrodzenia. Wierzyć się nie chce, że zamawiający sam na siebie kręci taki bat, gdyby miało dojść do przedwczesnego zakończenia niezwykle kosztownej współpracy.
Wątpliwości jest wiele, pogłębiają je jeszcze polityczne związki prezydenta Lubina z prezydentem Wrocławia, który reprezentując Wrocław jest właścicielem ZOO.

Poprzedni artykułPolityka jest dla każdego
Następny artykułSzlak Polskiej Miedzi w renowacji