Kiedy kilka lat temu leżał w szpitalu z kontuzją kręgosłupa, marzył o udziale w Ironmanie i wyprawie w najwyższe góry świata. O udziale Krystiana Domino, kierownika działu administracyjnego z Huty Miedzi Głogów, w ekstremalnych biegach już pisaliśmy, dzisiaj Iwona Jurek-Wower rozmawia z nim o podróży życia w Himalaje.
Łatwo wejść na szczyt świata?
– Trzy lata temu żona zgłosiła mnie do projektu „Polskie Himalaje 2018”. Trafiła z prezentem, bo
To była szczególna wyprawa…
– Pod hasłem „Każdy może mieć swój Everest” i w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, czyli niezwykłe okoliczności. W projekcie wzięło udział od września do listopada 400 Polaków. Punktem kulminacyjnym naszej wycieczki był trekking pod Mount Everestem, a wcześniej supermaraton w Kathmandu, stolicy Nepalu. Zanim przebiegłem tam 70 km, uroczyście odśpiewaliśmy polski hymn.
A sam trekking?
– Celem trekkingu było dojście do podnóża Mount Everestu, dokładnie do sławnego pola na lodowcu Khumbu, nazywanego Base Camp (wys. 5380 m n.p.m.). Stamtąd rozpoczynają się wszystkie wyprawy na najwyższą górę świata. Podczas 16 dni wędrówki towarzyszyło nam wzruszenie. W sercach nieśliśmy wspomnienia Polaków, którzy te szczyty zdobywali i tutaj zginęli. W 29. rocznicę śmierci Jerzego Kukuczki doszliśmy pod południową ścianę Lhotse, na której zginął …
Co sprawiło Ci największą trudność?
– Bardzo surowy klimat, dotkliwe, przejmujące zimno, zwłaszcza w nocy. Temperatura spadała do -20˚ C. W nocy, w tamtejszych hotelikach w pokoju było 8 st. poniżej zera. Mimo że spaliśmy w śpiworach puchowych to i tak wkładaliśmy na siebie wszystko, co tylko mieliśmy – bieliznę termiczną, odzież, polar, kurtkę puchową, czapki, rękawice. W dzień temperatura była bliska 0˚C, podnosiła się do 10 stopni, gdy świeciło słońce. Gdy zachodziło, gwałtownie robiło się nieznośnie Byliśmy podzieleni na 14-osobowe grupy i wspieraliśmy się nawzajem. Trasy zajmowały od 3 do 8 godzin dziennie. Nie można tego porównać do szlaków w polskich górach, ponieważ tutaj największa trudność tkwi w nieprzyjaznym klimacie i reakcji organizmu, który musi się przystosować do szoku związanego ze zmianami wysokości.
Jak w tych warunkach żyją ludzie?
– Powyżej 3500 m n.p.m. nie ma już upraw rolnych, ludzie utrzymują się głównie z turystów, żyją biednie, ale są niezwykle gościnni, uśmiechnięci, życzliwi. Mówią doskonale po angielsku. Cały ich świat to kilka wiosek, do których mogą się wybrać pieszo albo na osiołku.
Co widzieliście oprócz gór?
– Spędziliśmy 9 dni w największych miastach Indii. Byliśmy zaskoczeni odmiennością życia. Widoczna bieda, rozpadające się budynki, mnóstwo śmieci, miejski zgiełk, okrzyki mieszkańców, małpki i wszędobylskie święte krowy, które błąkają się zatłoczonymi uliczkami. Tak wygląda stolica Indii, Delhi, a także inne miasta. Z tymi widokami kontrastują świątynie – ogromne bogactwo, przepych, złote ołtarze, no i jest tam czysto. Uderzył nas brak kobiet na ulicach, życie towarzyskie jest zarezerwowane dla mężczyzn.
Co Cię najbardziej zaskoczyło?
– Spacer po ghatach w Waranasi. Ghaty to stopnie, które schodzą do rzeki Ganges. Najbardziej szokują prowizorycznie ułożone stosy, na których pali się ciała zmarłych. Konduktów pogrzebowych jest mnóstwo. Skremowane ciała są wrzucane do rzeki… W tej samej rzece kwitnie życie religijne. Wierni zażywają oczyszczających kąpieli, modlą się i medytują. Załatwiają również rzeczy bardziej przyziemne, model i warunki życia tu panujące są szokujące.
Z Indii udaliście się do Nepalu.
– W Kathmandu spędziliśmy 5 dni. Po pobycie w Indiach wydawało nam się, że trafiliśmy do raju. Było zdecydowanie czyściej, choć w stolicy Nepalu 3 lata temu miało miejsce trzęsienie ziemi i miasto do tej pory jest mocno zniszczone. Duże wrażenie zrobiła na mnie dawna stolica kraju – Bhaktapur, przepiękne miasto z IX w. ze świątyniami ozdobionymi figurami zwierząt. Ulice wyłożone są cegłami ułożonymi na wzór mozaiki parkietowej.
Jak podsumowałbyś swoją podróż życia?
– Cieszę się, że dotrwałem do końca wyprawy, bo nie wszystkim się to udało. Zetknąłem się z odmiennymi światami i kulturami, zobaczyłem niezwykłe miejsca i podziwiałem surowe piękno Himalajów… Tuż przed świętami wróciłem do domu pełen pokory i wdzięczności za to, co mam. Żeby dostrzec i docenić warunki, w których się żyje, czasami trzeba wybrać się na drugi koniec świata i zobaczyć, jak się wiedzie innym.
Źródło: Curier