Wybrzeże oraz Warmia i Mazury – zaliczone, ściana wschodnia – zaliczona. Ratownicy Rudnej realizują kolejne punkty planu, który ma ich przygotować do objechania Polski w 2020 r. Właśnie wrócili z ośmiodniowej trasy Mauda – Wołkowyja (Suwalszczyzna – Jezioro Solińskie). Pokonali 1051 km.

Główne drogi idą na bok

Rozpoczęli w okolicy Suwałk. Najpierw krótki rozruch (około 70 km) i można było zaczynać na poważnie. – Już pierwszy etap pokazał, że forma jest dobra, bo przejechaliśmy ok. 200 km. Warunki były wspaniałe. Piękna letnia pogoda i cudowne krajobrazy Suwalszczyzny zrobiły na nas wrażenie – relacjonuje Jarosław Kowalik, kierownik Kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego kopalni Rudna, szef wyprawy. Jechali Green Velo, trasą rowerową, która – według hasła reklamowego – pozwala „zachwycić się Polską”. – Opracowaliśmy wcześniej trasę, ale okazało się, że Green Velo cały czas się tworzy i często prowadzi po drogach krajowych. To było uciążliwe, bo momentami był duży ruch. Dlatego modyfikowaliśmy kolejne etapy, żeby unikać głównych dróg – mówi Maciej Lisowicz, uczestnik wyprawy.

Nie ma jak drużyna

Pierwsze kilometry ustaliły reguły wyprawy. – W ośmioosobowym peletonie, jadącym w sporym ruchu drogowym, musi być dyscyplina. Pokazywaliśmy sobie dziury w jezdni, informowaliśmy o nadjeżdżających samochodach. To zupełnie jak w zastępie ratowniczym, dobra współpraca jest podstawą – opowiada Jarosław Kowalik. Ważnym elementem wyprawy była również obsługa techniczna. Mariusz Kowalski i Marek Skraba dbali o to, by ratownikom niczego nie brakowało. Sycące śniadania, woda (niezbędna przy takim upale) i batoniki – wszystko było zorganizowane do ostatniego detalu.

Piękne krajobrazy i sąsiedzka pomoc

Czarujące tereny Pojezierza Suwalskiego, a potem Puszczy Białowieskiej pozwalały rozkoszować się urokiem drewnianych domków, przestrzenią, przyrodą. – To zupełnie inny krajobraz – oddalone od siebie gospodarstwa rolne, skromne, ale zadbane domostwa, liczne cerkwie i… stada bocianów – wspomina Tomasz Skrzyński, jeden z uczestników. W pamięć zapadła im gościnność mieszkańców. – Gdy Wojtkowi Kamińskiemu pękła sztyca (wspornik, przyp. red.) siodełka, udało się zdobyć nową, ale okazało się, że za gruba. Poszliśmy do gospodarza, wyciągnął narzędzia, ale niewiele to dało. Ale przecież sąsiad ma tokarkę, musi tylko wrócić z pracy…

Tak to tam działa – opowiada Kowalik.

Mieli pod górkę

Schody zaczęły się od wjazdu na Podkarpacie. Z kilometra na kilometr trzeba było mocniej naciskać na pedały. No, a Bieszczady to już prawdziwe góry. – Miejscami 8% nachylenia, potem 14%, widoki przepiękne, ale wysiłek duży – opowiada Marek Ropella. Gdy dotarli nad Jezioro Solińskie, liczniki wybiły 1051 km. Radość i wielka satysfakcja na mecie. Następnego sprawdzianu, wyprawy południem Polski w 2019 roku, ratownicy z Rudnej… i tak się nie boją.

 

Poprzedni artykułStrefa Aktywności Gospodarczej Ścinawy rośnie – FOTO
Następny artykułEnergetyka promuje ekologię