W niedzielę w lubińskiej galerii zgłosiło się 90 osób, które zarejestrowały się jako potencjalni dawcy szpiku. Okazją była akcja zorganizowana przez ochotników z OSP Krzeczyn Wielki, którzy szukają dawcy dla chorej Ali, 4,5 rocznej mieszkanki Krzeczyna. Wśród obecnych był Krzysztof Konaniec ze Ścinawy, który chętnie dzielił się własnym doświadczeniem na temat bycia dawcą i burzył wyssane z palca legendy.
Nie wiadomo skąd wzięły się historie rodem z horrorów na temat oddawania szpiku kostnego. Niestety bajki owe są i bywa, że mają się całkiem dobrze. Wielu ludzi wierzy w historie o oddawaniu szpiku za pomocą wielkich strzykawek wbijanych między kręgi kręgosłupa. Dawcy szpiku mówią krótko – to bzdury i szkoda, że ludzie w to wierzą.
Choć okazji do rejestracji jako potencjalny dawca nie brakuje, to wielu ludzi z braku odpowiedniej wiedzy wciąż boi się zarejestrować. Coraz więcej imprez sportowych i innych wydarzeń kulturalnych odbywa się w towarzystwie grup wolontariuszy, chętnie rejestrujących dawców szpiku i tłumaczących na czym polega cała procedura.
Naszym czytelnikom polecamy rozmowę z Krzysztofem Konańcem ze Ścinawy, który miał okazję dwa razy oddawać szpik dla swojego bliźniaka genetycznego. – Dziś oddaję krew, ale wcześniej byłem dwukrotnym dawcą szpiku. To bardzo ważne. Moim zdaniem ludzie powinni być bardziej świadomi, że mogą komuś bezinteresownie pomóc. Nie wytworzymy ani szpiku, ani krwi więc musimy dać coś z siebie. Krążą różne legendy na temat oddawania szpiku kostnego. Najwięcej mogą o tym powiedzieć dawcy. Miałem pobierany szpik przez krew obwodową. Może to trochę czasochłonne. Dwa razy po 5 godzin oddawałem szpik. To nie jest bolesne. Jest łóżko, człowiek sobie leży, jak przy oddawaniu krwi. W tym przypadku jest się podpiętym na dwie ręce. Krew przechodzi przez specjalny separator, w którym oddzielany jest szpik a krew dalej krąży. To nic bolesnego, wręcz było przyjemne – zapewnia Krzysztof Konaniec – Istnieje też metoda pobierania szpiku z talerza kości biodrowej. O takim zabiegu rozmawiałem ze znajomym. On to przeszedł. Jak mówi, po zabiegu jest uczucie jakby się człowiek uderzył biodrem w narożnik stołu. To wszystko – mówi na koniec mieszkaniec Ścinawy.
Warto wspomnieć, że każdy dawca wymaga indywidualnego podejścia. Jedni oddają szpik z krwi krócej, inni dłużej. Przed samą procedurą są odpowiednio i kompleksowo badani. Pobierają leki na pobudzenie produkcji szpiku. Jedni mogą odczuwać skutki uboczne w postaci bólu podobnego przy przeziębieniu czy lekkiej formie grypy, inni nie czują nic. Jak mówią, ci którzy oddawali szpik, potrzebna jest tylko chęć pomocy drugiemu człowiekowi i trochę czasu. Dziś coraz więcej zakładów pracy i pracodawców jest otwarta na udzielanie zgody pracownikowi na opuszczenie dnia pracy i udanie się do punktu w celu zostania dawcą.
W Polsce jest kilka klinik i szpitali, które prowadzą procedurę pobrania szpiku. Dawca nie ponosi kosztów dojazdów, pobytu, wyżywienia czy noclegu. Pokrywa to DKMS. Dawca ma natomiast prawo wyboru placówki, do której uda się, by oddać szpik.
Swojego czasu na terenie Zagłębia Miedziowego prężnie działali sportowcy z Drużyny Szpiku KGHM zrzeszający głównie pracowników KGHM. W ciągu dwóch lat prowadzili szereg akcji rejestracji. Wśród setek zarejestrowanych przez nich dawców szpiku znalazły się aż trzy osoby, które oddały szpik dla chorych na białaczkę: do Niemiec szpik oddał Krzysztof Konaniec pracujący na co dzień ZG Rudna, do USA Marek Cygańczuk z ZG Polkowice – Sieroszowice, do Brazylii jeden z pracowników ZG Lubin.