Rząd Zdecydował, że Lubin nie zostanie powiększony o najcenniejsze sołectwa gminy wiejskiej Lubin, a miasto nie utraci na rzecz gminy osiedla Krzeczyn Wielki. Jakie były kulisy tych decyzji?
Sprawa toczyła się od ubiegłego roku. Prezydent Lubina zaplanował, że powiększy miasto, bo brakuje mu terenów inwestycyjnych. Taka była argumentacja. Argumentację bardzo szybko obalili przedstawiciele gminy Lubin. Pokazali, że miasto w obecnych granicach ma bardzo duże ilości terenów inwestycyjnych dla swojego rozwoju, ale niestety ich nie przygotowuje. Przykładem niech będzie planowane osiedle Polesie. Działki budowlane sprzedawane przez miasto są w szczerym polu. Całą infrastrukturę trzeba tam dopiero wykonać. Olbrzymie tereny leżą po obu stronach Al. Maczka. O terenach położonych wzdłuż drogi DK 3 w stronę ZG Lubin też nie można nie wspomnieć. Przy Al. Kaczyńskiego też nie brakuje miejsca, a prezydent od dawna ma plan, aby będące w tym miejscu ogródki działkowe zlikwidować. Takich miejsce jest w Lubinie więcej. Kolejne to ul. Legnicka. Do tego dochodzi olbrzymi 400 hektarowy teren, na którym powstanie strefa ekonomiczna. Większość tego ekonomicznego obszaru leży poza granicami Lubina.
Miasto mające mały budżet inwestycyjny i zadłużenie ze spółkami sięgające 300 mln zł, ma ograniczone możliwości rozwojowe. Wyliczenia długu miasta z jego firmami dokonał pół roku temu Tadeusz Kielan, wójt gminy Lubin, którą prezydent Lubina chciał dosłownie rozparcelować.
Patrząc na plany miasta wobec wsi widać wyraźnie, że powiększenie miasta o 7 miejscowości ma ulżyć jego finansom. Miejscowości te są najbardziej zaludnione, a co za tym idzie ich mieszkańcy płacą najwięcej podatków, trafiających do budżetu. Do tego teren przyszłej strefy. Będą z niego płynęły ciężkie miliony złotych płacone w podatkach.
Dodajmy, że cała procedura związana z powiększeniem Lubina o 7 wsi, w której wymagane były m.in. konsultacje społeczne przypominała jedną wielką farsę. Miasto nie pofatygowało się nawet, aby bezpośrednio porozmawiać i zapytać mieszkańców sąsiednich miejscowości co oni na to. Zrobiono internetowe ankiety, w których każdy mógł więcej niż raz oddać głos, można było głosować z północy Polski, Australii i najdalszego zakątka świata. Jedynym ograniczeniem była dostępność internetu. Ostatecznie w jedną noc wyniki głosowania, które nie były korzystne dla miasta nagle na portalu zależnym od miasta, jakimś cudem uległy zdecydowanej poprawie. W rezultacie do dokumentacji trafiły dane, które trudno uznać za wiarygodne. Ostatecznie prezydent nie potrafił nawet złożyć prawidłowego wniosku o dokonanie zmiany granic co wypunktował wojewoda.
Kontrankietę przygotowała natomiast gmina. Osobiście wypowiedziało się w niej ponad 60 proc. mieszkańców wsi. Wynik końcowy – nie zgadzamy się na przyłączanie do miasta – w każdym przypadku przeciwnych było od 94,5 proc. do 99 proc. głosujących.
Mało tego gmina przeprowadziła jeszcze jedną dodatkowa ankietę w części Krzeczyna Wielkiego, chcąc przyłączyć miejskie osiedle do gminy. Jego mieszkańcy opowiedzieli się za odłączeniem od miasta. 95 proc z głosujących 62 proc. mieszkańców Krzeczyna chciało aby ich osiedle podlegało gminie, a nie miastu. To przysłowiowa czerwona kartka dla prezydenta Raczyńskiego.
Jednak i w tym przypadku rząd nie zdecydował się na dokonanie zmiany.