Cztery lata trwał proces Szymona Z., syna posła Sojuszu Lewicy Demokratycznej, oskarżonego o to, że będą pod wpływem alkoholu spowodował kolizję drogową.
Prawie promil alkoholu w wydychanym powietrzu miał Szymon Z. kiedy policjanci zabrali go do szpitala by zbadać krew. Wszystko działo się tuż po kolizji drogowej, której zawinił oskarżony. Został skazany na karę grzywny w wysokości 3 tysięcy złotych, ponadto musi zapłacić 500 złotych na rzecz funduszu pomocy pokrzywdzonym, a z uwagi na stan trzeźwości nie będzie mógł prowadzić aut przez dwa lata.
Do stłuczki doszło wieczorem, 17 maja 2008 roku. Do tej pory zarówno oskarżony, jak i jego żona kilkakrotnie zmieniali swoje zeznania. Tuż po zdarzeniu Szymon Z. powiedział policjantom, że samochód prowadziła jego żona. Ona również potwierdziła, że siedziała za kółkiem, jednak poszkodowana w kolizji kobieta, Danuta H. zaprzeczyła tym zeznaniom wskazując Szymona Z. jako kierowcę renaulta, który uderzył w jej samochód.
Dwa lata później oskarżony przyjął inną linię obrony. Zeznając przed sądem w 2010 roku stwierdził, że auto prowadził jego kolega, Mariusz G. Mężczyzna miał pożyczyć samochód i pojechać nim na zakupy do Wrocławia.
Sąd znalazł jednak kilka znaczących sprzeczności w zeznaniach świadków. Po pierwsze znajomy Szymona Z. nie miał przy sobie dokumentów pojazdu, a jak stwierdziła sędzia prowadząca sprawę, mało prawdopodobne jest by trzy osoby zapomniały o tak istotnej sprawie. Zarówno Szymon Z., jak i jego żona poinformowali, że kontaktowali się ze znajomym, który miał być we Wrocławiu by go o tym poinformować. Tego nie potwierdzały jednak bilingi należących do nich telefonów. Według ustaleń poczynionych przez sąd, telefon komórkowy Mariusza G. w dniu stłuczki logował się w Lubinie i Rokitkach. Jednak nic nie wskazywało na to, by jego właściciel był we Wrocławiu.
Potem oskarżony i jego żona poinformowali, że w tamtym czasie mieli również inne telefony, z których mogli dzwonić, jednak już nie pamiętali ich numerów, ani sieci z jakich były.
Sąd i tym zeznaniom nie dał wiary uznając, że nowe informacje podawane przez oskarżonego mają służyć jedynie uniknięciu odpowiedzialności za spowodowanie kolizji w stanie nietrzeźwości.
– Analizują zeznania, według sądu, oczywistym wydaje się, że gdyby to Mariusz G. miał kierować samochodem, jak nie oskarżony, to jego żona kazaliby przyjechać Mariuszowi G. na miejsce zdarzenia by potwierdził, że to on kierował samochodem – uzasadniała wyrok sędzia Julita Marek-Naskrętska. – O takich sytuacjach nikt nie zeznawał, a byłoby to jedyne logiczne zachowanie tej trójki osób. Tuż po zdarzeniu oskarżony podjeżdża taksówką, wysiada, podchodzi do policjanta, który pyta się go kto kierował samochodem, a oskarżony nie mówi, że kierował jego kolega. Zdaniem sądu taka odpowiedź byłaby jedyną jakie udzieliłby oskarżony gdyby w istocie to Mariusz G. kierował w tym dniu samochodem. Takie słowa jednak nie padają, ponieważ Mariusz G. w tym dniu nie kierował samochodem. W tym momencie nie istniała jeszcze taka wersja wydarzeń. Została ona przygotowana później. W dniu zdarzenia oskarżony zeznał, że kierowała jego żona, co zdaniem sądu stanowiło ewidentna próbę skierowania odpowiedzialności na osobę trzeźwą. Oskarżony nie powiedział, że autem kierował Mariusz G. choć miał na to dużo czasu. Nie powiedział tego w trakcie rozmowy przy radiowozie, nie powiedział tego w drodze na komisariat, ani przy badaniu alkomatem. Takie słowa nie padły również od żony oskarżonego, która zapytana o to kto kierował samochodem odpowiedziała, że to ona prowadziła auto.
Wydając wyrok sąd wziął pod uwagę stężenie alkoholu w organizmie Szymona Z., to, że nie jechał szybko, a także późną godziną, w której doszło do kolizji.
Wyrok nie jest prawomocny. Jak udało nam się dowiedzieć, prokurator prowadzący sprawę jest zadowolony z wyroku i nie będzie wnosił apelacji. Szymon Z. nie chciał komentować sprawy.
Autor: MC