Zła organizacja pracy, brak odpowiednich zabezpieczeń i praca na niewłaściwym sprzęcie – to główne przyczyny, które doprowadziły do śmierci 21-letniego mężczyzny, który pracował przy spawaniu rur ciepłowniczych w pobliżu betoniarni mieszczącej się przy wyjeździe z miasta.
Do tragicznego w skutkach wypadku doszło 4 listopada ubiegłego roku. Pracownik jednej z firm miał zespawać ze sobą dwie ogromne rury ciepłownicze. W pewnym momencie jedna z rur osunęła się na siedzącego poniżej mężczyznę. 21-latka nie udało się uratować.
Przyczyny jego śmierci zbadała Państwowa Inspekcja Pracy. Swoje dochodzenie w tej sprawie prowadzi również legnicka prokuratura.
Z ustaleń inspektorów legnickiego oddziału Państwowej Inspekcji Pracy wynika, że podstawową przyczyną, która doprowadziła do tragicznej śmierci młodego mężczyzny była zła organizacja w miejscu pracy. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że na miejscu pracowały osoby zatrudnione w kilku firmach. Był jeden wykonawca, który z kolei zlecał zadania podwykonawcom. Ci również mieli swoich podwykonawców. Z tego co ustalili inspektorzy PIP, nad pracującymi nikt nie sprawował kontroli.
– Miejsce pracy nie było w ogóle zabezpieczone, a do pracy użyto niewłaściwego sprzętu – wymienia Jan Buczkowski, dyrektor legnickiego oddziału PIP. – 21-latek miał zespawać ze sobą dwie rury. Żeby było to możliwe jedną z nich podniesiono na stalowej linie, na podnośniku ręcznym. Drugi koniec liny zaczepiono o pobliskie drzewo. Koniec liny leżał na ziemi. W pewnym momencie po tej leżącej linie przejechał samochód, lina się napięła i pociągnęła za sobą rurę, która przygniotła pracującego spawacza.
Wielkim błędem był brak ogrodzenia miejsca, w którym leżała lina. Gdyby ktoś o tym pomyślał i zagrodził ten kawałek, tak by samochód tamtędy nie przejechał, młody mężczyzna żyłby do dziś.
Jak się okazało nie były to jedyne nieprawidłowości wykryte przez inspektorów PIP. 21-latek nie miał uprawnień do spawania, ani ważnych badań na to stanowisko. – Nie miał on również przeszkolenia BHP, ani nie był zapoznany z oceną ryzyka pracy – dodaje Buczkowski. – Samochód marki Żuk z przyczepą, który najechał na linę nie został dopuszczony do ruchu, a jadący nim mężczyzna nie miał uprawnień do kierowania takim pojazdem.
Zarzutów było bardzo dużo.
– Inspektorzy wystawili aż 21 wniosków, które mają wyeliminować takie błędy w przyszłości – mówi Jan Buczkowski. – Oprócz tego wystawiono pięć mandatów, które trafiły do kierowników robót. Mandaty opiewają na kwoty od 1,5 do 2 tysięcy złotych.
Autor: MC