– W moim życiu sport był zawsze, ale nie zawsze było to bieganie na czas – mówi Karol Stanisławski, mistrz automatyk w wydziale utrzymania ruchu automatyki w legnickiej hucie. Kiedyś jego pasją była piłka ręczna w Miedzi Legnica, później zamienił boisko na siłownię. A kiedy poczuł tęsknotę za przestrzenią, do walki z ciężarami dodał bieganie.
Początki, a był rok 2015, były skromne: 5–8 km. – Dawało mi to fajną odskocznię, odpoczywałem biegając – wspomina Karol. Biegał coraz częściej, korzystając m.in. z doświadczeń kolegi z pracy, znakomitego zawodnika Grzegorza Krajewskiego, który podrzucił mu pomysł udziału w półmaratonie w Legnicy. I tak, żeby wdrożyć się do 21 km, pojawiały się dłuższe dystanse: 10, 12 i 15 km. Rok później pierwszy półmaraton: – Przebiegłem go poniżej 1:50 h, co mnie zmotywowało – opowiada Karol. – No więc kolejny półmaraton, drugi, trzeci. Potem pierwszy start w biegu górskim, w Letnim Biegu Piastów w 2016 r. Góry, widoki, inny klimat, atmosfera biegu na wysokości pochłonęły mnie na zawsze – śmieje się. W zeszłym roku górskich „połówek” (ponad 20 km) było już 5, w tym Jedlina-Zdrój i Garmin Ultra Race w Radkowie, oba po 24 km i ponad 800 m przewyższeń. Był coraz bliżej przeskoczenia na kolejny poziom – poziom ultra. Jednak żeby tam dobiec, musiał zmierzyć się z maratonami, by przyzwyczaić mięśnie i psychikę do większych obciążeń i dłuższych dystansów.
Organizm mówi: pas
Wybór padł na maraton w Krakowie w kwietniu 2018 i Ultramaraton Karkonoski w lipcu. Jesienią organizm się zbuntował, treningi okazały się zbyt intensywne. W trakcie rekonwalescencji zdecydował o zmianie amatorskiego podejścia do biegania na profesjonalne: z ułożonym planem startów, treningów i regeneracji. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Listopad ub.r. Karol zaczął od marszobiegów, nie złapał kolejnej kontuzji i w kwietniu tego roku w krakowskim maratonie uzyskał czas 3:21. Dało mu to 396. pozycję na ponad 5600 uczestników. – Przyzwoicie – komentuje hutnik.
Karol, jedz!
Po Krakowie zaczęły się kolejne górskie połówki. Dzięki odpowiedniemu treningowi i zrzuceniu 5 kg poprawiał czas, średnio o 10 minut w każdym biegu. Biegi ultra to jednak całkiem inna bajka. Przede wszystkim mocna głowa, odpowiednie jedzenie, picie. Przed startem Karol robił wycieczki w góry po 25–35 km. Testował buty, odzież, żele energetyczne, sprawdzał, co może obcierać, a co nie. Czytał relacje innych, żeby nie powtarzać ich błędów. Sam start w ultramaratonie był dla ogromnym doświadczeniem. Pogoda była wymagająca, wiatr wiał do 70 km/h, widoczność miejscami do 10 metrów. I cały czas w głowie jedna myśl: – Jedz Karol, pamiętaj o piciu co 40 min, niezależnie ile km zrobisz… Myślę, że dzięki temu dobiegłem, zajęło mi to 6:25 i dało 68. miejsce na 426 biegaczy – dodaje. Oczywiście to nie koniec. Kilka dni temu na Wielkiej Pętli Izerskiej w Szklarskiej Porębie – 21 km – Karol z czasem 1:38 zajął 59. miejsce na 567 biegaczy. Marzenia? Co dalej? Uśmiechnięty hutnik z Legnicy zdradza: – Po głowie chodzą mi biegi ultra poza Polską, ale to kiedyś. Trzeba swoje wybiegać, nabrać doświadczenia i przede wszystkim przygotować się finansowo na taki wyjazd – mówi Karol Stanisławski.