Rozmowa z Natalią Czajkowską uprawiającą kulturystykę fitness.
Gazeta Polkowicka: Jest pani jedną z niewielu osób, które kulturystyką fitness zajmują się na poważnie i odnoszą w tej dyscyplinie sportu wielkie, międzynarodowe sukcesy. W Polsce bikini fitness kojarzy się chyba bardziej jako hobby, niż życiowa specjalizacja?
Natalia Czajkowska: Tak, dlatego na poważnie bikini fitness uprawia w Polsce mniej osób niż jest wszystkich zawodników czy pasjonatów tego sportu. Większość traktuje tę dyscyplinę raczej jako rozrywkę. Ale całe środowisko bikini fitness jest spore. Przybywa coraz więcej młodych ludzi, zwłaszcza kobiet. Zaliczają się do niego także „starzy kulturyści”, jak ja ich nazywam. Bardzo lubię spotykać się z ludźmi którzy są w tej branży od dwudziestu, trzydziestu lat, czasami wydaje mi się, że od samego początku kulturystyki.
GP: Coraz więcej osób uprawiających bikini fitness, to potencjalnie także coraz większa konkurencja dla pani. Ta świadomość przeszkadza w startach, czy raczej motywuje?
NC: Wraz z upływem lat patrzę na moja karierę sportową inaczej, niż wtedy, jak zaczynałam przygodę z bikini fitness. Jeszcze kilka lat temu, kiedy trenowałam i chodziłam do szkoły, priorytetem były dla mnie zawody. Nie widziałam nic poza tym, nie widziałam ścieżek, które idą równolegle do mojej kariery sportowej. Im jestem starsza, tym moja głowa coraz bardziej się otwiera na inne możliwości. Mam świadomość różnych scenariuszy na kolejne lata. Te młode zawodniczki są na etapie, który ja już mam za sobą. Dla nich nie liczy się nic poza sportem, wszystkie wolne chwile poświęcają fitness i dlatego są dla mnie groźne. Ale uważam, że konkurencja jest potrzebna. Potrzebne jest napięcie startowe. Gdyby tego nie było, nie byłoby motywacji do dalszego rozwoju.
GP: Zanim zapytam panią o te plany dalszego rozwoju, przypomnijmy najważniejsze pani sukcesy.
NC: Jestem mistrzynią świata juniorek, mistrzynią świata seniorek, następnie obrończynią mistrzowskiego tytułu juniorek oraz seniorek, oraz drugą zawodniczką mistrzostw Europy. Wygrałam także Arnold Classic Europe w Barcelonie i to jednocześnie w kategorii juniorek, seniorek i open. Te zawody rangą można porównać do mistrzostw świata. Po przerwie spowodowanej covidem zajęłam czwarte miejsce w mistrzostwach Europy.
GP: To czy jest cos jeszcze więcej do zdobycia w żeńskim świecie fitness?
NC: Tytuł mistrzyni Europy. To jest aktualnie mój cel numer jeden, tytuł, którego mi brakuje. Mistrzostwo Europy dopełniłby trio moich sukcesów, po tytułach mistrzyni świata juniorek i seniorek.
GP: Pomówmy zatem o tym, z czego składa się sukces w pani dyscyplinie. A raczej o tej mniej medialnej stronie. Oprócz urody sylwetki, ciężkiego treningu i diet, potrzebne jest całe zaplecze logistyczne. Ktoś zgłasza panią na starty, ktoś bukuje hotele, zapewnia transport, dba o tę całą otoczkę, bez której nie da się wystartować i wygrać?
NC: Tak. Tek ktoś to ja sama (śmiech). A przynajmniej w dużej mierze jest to ja sama. Od początku mojej kariery mam tego samego trenera Adriana Cyronka, który sam jest zawodnikiem kategorii w PRO i który dba o moją formę i rozwój. Jestem za to bardzo wdzięczna. Ale cała reszta jest na mojej głowie: planowanie sezonu, wybór zawodów, wpłacenie wpisowego, transport na miejsce, noclegi. Za wszystko płaci sam zawodnik, więc ten plan jest w znacznym stopniu uzależniony od posiadanych środków. Dlatego bez wsparcia, bez sponsorów niewiele udałoby się zrealizować w amatorskim sporcie jaki uprawiam. O te środki na starty też zabiegam sama.
GP: Między innymi w polkowickim Ratuszu. Burmistrz Polkowic, Łukasz Puźniecki, zawsze powtarza, że sport, zwłaszcza na europejskim i światowym poziomie, wart jest wsparcia przez Gminę. I otrzymała pani to wsparcie, które – zdaje się – zdecydowało o wyjeździe na mistrzostwa Europy Hiszpanii, gdzie zajęła pani czwarte miejsce?
NC: Wyjazd do Santa Susanna w całości, to znaczy przelot w obie strony, wpisowe i pobyt tam na miejscu, był sfinansowany przez polkowicki samorząd, co chcę wyraźnie podkreślić, i za co bardzo podziękować. Dzięki temu wsparciu miałam luźną głowę, nie martwiłam się o podstawowe wydatki i mogłam w całości poświęcić się przygotowaniom i startowi. Życzyłabym każdemu zawodnikowi takiej świadomości, że jego rola polega wyłącznie na odpowiednim przygotowaniu do zawodów i starcie. Dzięki Gminie Polkowice ja tak właśnie miałam.
GP: Przed panią kolejne wyjazdy, choćby ten na mistrzostwa Europy, które chce pani wygrać, żeby skompletować medalowe dokonania. A to oznacza kolejne starania o środki. Już je pani zaczęła?
NC: Jeszcze nie. Na razie skupiam się wyłącznie na przygotowaniach, żeby wyjść do tych zawodów w jak najlepszej formie. Chcę sfokusować głowę tylko na tym jednym celu, na samomotywacji. Bo o ile z treningami i utrzymaniem diety nie mam problemu bo to jest mój styl życia, o tyle jak się ma przed sobą mistrzostwa Europy, to trzeba odmówić sobie wszystkiego. Nie ma wtedy żadnej pobocznej drogi. Są klapki na oczach, a przed nimi jeden cel.
GP: Nie ma pani czasami wrażenia, że koncentrując się na karierze, na zawodach, odmawiając sobie wielu przyjemności z jakich korzystają osoby w pani wieku, z życia towarzyskiego, klubowego, coś pani traci?
NC: Nie, nie mam. Jak wspomniałam na początku tej rozmowy, w przerwach pomiędzy sezonami, kiedy miałam więcej czasu dla siebie, dostrzegłam możliwości innego życia, takiego bardziej „ludzkiego” (śmiech). Bardzo lubię być w nowych miejscach, zwiedzać nowe zakątki, i na to głównie wykorzystuję tę przerwę. To mnie motywuje i pozwala zatęsknić do tej dyscypliny sportu i trochę „pożyć”, żeby w przyszłości, jak będę starsza, nie wypominać sobie, że nie przeżyłam nic więcej niż zawody. Poza tym jestem już na takim etapie, że chyba wystarczy mi tych dodatkowych atrakcji. Cały czas chciałabym mieć cel i iść do niego krok po kroku wyznaczoną ścieżką.