Trudno byłoby o dobre zakończenie tej historii, gdyby nie jedna decyzja jednego człowieka. Zarejestrował się w marcu, a w ostatnim tygodniu maja zatelefonowano do niego z informacją, że ma genetycznego bliźniaka, który choruje na białaczkę i czeka na dawcę szpiku. Górnik z kopalni Rudna, Marcin Śnioszek, nie zastanawiał się ani chwili, bo decyzję podjął już w chwili rejestracji.
W kopalni pracuje od prawie dziewięciu lat. Jest operatorem samojezdnych maszyn górniczych przodkowych na oddziale C-25. – Od zawsze chciałem pracować w KGHM – mówi Marcin Śnioszek. – Dzięki pracy utrzymuję rodzinę, ale daje mi też ona dużo satysfakcji. Szczęśliwy mąż Iwony oraz ojciec 11-letniego Natana i 5-letniej Nadii udziela się społecznie. – Marcin od pięciu lat jest członkiem Klubu HDK PCK im. „Miedzianej Kropli Krwi” oraz Stowarzyszenia Honorowych Dawców Szpiku Kostnego – mówi Piotr Marszałek, prezes Klubu. – Sprawdza się w roli organizatora naszych akcji oraz spotkań rekreacyjno-sportowych krwiodawców i ich rodzin – dodaje z uznaniem prezes.
Jak to się stało, że został dawcą? – Podczas zbiórki krwi w Polkowicach odbywała się rejestracja potencjalnych dawców szpiku. Pomyślałem: co mi szkodzi, przecież to tylko mały patyczek i po wszystkim. Nie wiedziałem, że tak szybko znajdzie się ktoś, kto będzie potrzebował mojej pomocy – opowiada. Na początku sierpnia pojechał na szczegółowe badania wstępne. Od dawcy pobiera się kilka próbek krwi, by sprawdzić jej czystość, potem: EKG, RTG i USG jamy brzusznej. – Badania mają wykluczyć przekazanie biorcy jakiejkolwiek choroby – tłumaczy Marcin. Potem wyznaczono mi termin pobrania. Zakwalifikowałem się na „metodę z krwi obwodowej”. Zabieg odbywał się w Poznaniu. – Od 7:30 byłem już na oddziale. Zabieg wykonuje się w specjalnym pomieszczeniu, gdzie zostałem podłączony do separatora komórek macierzystych – wspomina. Pobrana krew, po odseparowaniu komórek dla biorcy, wraca z powrotem do dawcy, a on właściwie niczego nie traci. – Taki zabieg trwa zazwyczaj cztery godziny, ale mój trwał tylko trzy. Potem 90 minut odpoczynku, a na koniec jeszcze wizyta na oddziale. Poinformowano mnie, że biorcą mojego szpiku jest pełnoletnia Polka.
Po zakończonym zabiegu nie odczuwał żadnych negatywnych skutków. – Dawcy nie ubywa krwi, tylko oddaje miliony namnożonych w tym celu komórek macierzystych. Po prostu przekazujemy nadmiar, którego nie potrzebujemy. Nie ma czego się bać. Każdy, kto zgłosi się do rejestracji dawców szpiku – ma możliwość podarowania komuś drugiego życia. Marcin pokazał drogę, którą teraz każdy może podążyć.