Trzy młode kobiety zgłosiły się do naszej redakcji z prośbą o pomoc – pracowały bez umowy, bez książeczek SANEPID – u, na pełen etat, a w chwili wypłat były oszukiwane – usłyszeliśmy. Każda z nich w momencie, gdy upominała się o swoje zostawała zwolniona. Jak twierdzą – w jednym ze sklepów sieci Żabka w Lubinie wciąż panują dokładnie takie same warunki, a kobieta będąca ajentką nadal zatrudnia bez umowy i oszukuje pracownice.

Ile kobiet oszukano w tym sklepie nie wiadomo. Wiadomo jednak, że trzy z nich szukają sprawiedliwości i jak mówią – nie były jedyne. Pracowały w jednej z lubińskich Żabek w pełnym wymiarze godzin. Nierzadko schodząc z drugiej zmiany po 23.00 musiały iść na drugi dzień do pracy na godzinę 6.00. Każda z nich pracowała w sklepie zaledwie kilka tygodni, ale w pełnym wymiarze pracy. W momencie, gdy upominała się o wypłatę, umowę czy przestrzeganie przepisów była zwalniana. – Pracowałam w sklepie przy ulicy Kilińskiego od 31 lipca. Wszystko wyglądało, że jest w porządku. Cały czas upominałam się o umowę. Za każdym razem słyszałam, że albo zostawiła w domu, albo w samochodzie. Cały czas się upominałam i raz powiedziałam o inspekcji pracy. To było 21 sierpnia. Od razu mnie zwolniła i powiedziała, że na okres próbny nie ma obowiązku wydawać jakiejkolwiek umowy. Pracowałam po 8,5 godziny. Często po 23.00 wracałam z pracy i musiałam iść na pierwszą zmianę na 6.00 – mówi jedna z kobiet.- Podpisywałam listę obecności, robiłam też raporty na koniec każdej zmiany. Figuruję tam jako pracownik. Nie dostałam do teraz pieniędzy – mówi kobieta.

Druga rozpoczęła pracę w niefortunnej Żabce 1 sierpnia i była tam do 15 września. – Ta pani cały czas miała dawać nam umowę, zapowiadała, że da. I nie dostałam. O książeczkę Sanepidu też prosiłam cały czas. Co chwilę mówiła, że da skierowanie na badania. Przy wypłacie dostałam 400 złotych. Pani Krystyna powiedziała, że więcej nie dostanę, bo potrąca mi za to, że nie polecałam produktów, które przy kasie powinniśmy polecać – mówi kobieta. – Przed chwilą rozmawiałam z tą kobietą przez telefon – mówi mama dziewczyny, która  woziła ją do Lubina do pracy, codziennie po 32 km w jedną stronę. Zapytałam, dlaczego moja córka nie miała umowy to mi odpowiedziała, że jej na to nie stać. Córka pracując tam, nie miała ubezpieczenia zdrowotnego, nie odprowadzano za nią składek. Nie mogła więc iść ani do lekarza, ani do niczego jej się ta praca nie liczyła – mówi oburzona matka.

Trzecia z poszkodowanych kobiet pracowała w sklepie od 23 sierpnia do 5 września. – Ta pani zwolniła mnie podobno na życzenie jednej z klientek. Za przepracowane dni nie zapłaciła mi. Powiedziała, że coś mi potrąca. Krzyczała na mnie, wyzywała i poniżała. Nie miałam tam umowy o pracę. Na początku powiedziała, że nie dostanę umowy dopóki sklep nie zacznie dobrze prosperować, by mogła robić należyte wypłaty. Powiedziałam jej, że pójdę do sądu. Nie jestem jakimś dzieciuchem. Nie pytała mnie o badania, ale ja akurat mam aktualną książeczkę. Pracowałam po 8,5 godziny. Wszystkie szykujemy się załatwić tę sprawę formalnie. Ta kobieta nie odbiera telefonu, a w tym sklepie znowu pracują dwie kolejne dziewczyny bez umowy – mówi trzecia poszkodowana kobieta.

Jak twierdzą byłe pracownice ajentki Żabki, wszystkie na koniec współpracy były posądzane o kradzieże i taką opinię wokół roztacza dotąd o nich była pracodawczyni. Wszystkie wspominają również, że inwentaryzacje w sklepie ajentka przeprowadzała w gronie rodziny, bez obecności pracowników. Po zliczaniu stanu sklepu twierdziła, że są duże braki i potrącała kobietom pieniądze z wypłat.

Próbowaliśmy porozmawiać z ajentką sklepu. Niestety nie wykazała ochoty ani na spotkanie, ani na rozmowę choćby telefoniczną. Zapytaliśmy zatem w sieci Żabka o całą sytuację. Udzielono nam takiej oto odpowiedzi: „Osoby prowadzące sklepy Żabka to indywidualni przedsiębiorcy, którzy prowadzą własną działalność handlową i w ramach umowy o współpracy z naszą firmą, zarządzają placówkami. Jako spółka nie jesteśmy stroną zawieranych przez ajenta umów z pracownikami, ani tym bardziej nie mamy do nich wglądu. Niemniej jednak dokładamy wszelkich starań, aby osoby prowadzące nasze sklepy funkcjonowały zgodnie z prawem i poszanowaniem obowiązujących norm. W tym celu prowadzimy szereg szkoleń, dzięki którym współpracujący z nami przedsiębiorcy zapoznają się z obowiązującym prawem pracy, kadrami i płacami, procesami rekrutacyjnymi oraz umiejętnym zarządzaniem pracownikami. Pragniemy zapewnić, że przedstawioną sytuację wyjaśniamy. Jeśli zarzuty zostaną potwierdzone przez uprawnione do tego instytucje państwowe, wyciągniemy wobec osoby prowadzącej nasz sklep konsekwencje”.
Oszukane kobiety zapowiadają, że wspólnymi siłami będą dochodziły swoich praw w sądzie oraz, że powiadomią odpowiednie organy o łamaniu prawa pracowniczego.

Do sprawy powrócimy.

Poprzedni artykułKarta multisport = zdrowie
Następny artykułLubinianin w “Aplauz, Aplauz!”

8 KOMENTARZE

  1. W końcu ktoś się za tę kobietę wziął. Miałam z Nią do czynienia przez 3 tygodnie, po czym gdy ,, Okradłam sklep na 500zł ” zostałam zwolniona…

  2. Nareszcie ktoś zainteresował się sprawą tej kobiety. Oszustwa, oskarżanie o kradzieże, zatrudnianie bez umowy..
    Cała Pani Krystyna

  3. Również tam pracowałam jakies 1,5 roku temu. I mialam taka sama sytuacje za prawie 2 tyg. dostalam nic ani dziekuję. Tylko powiedziala ze nie potrzebuje mnie juz. Kompletne oszustwo!

  4. Ja tez zostalam oszukana. Pracowalam miesiac za 100 zl !!! Tyle dostalam. O wypllate walcze od lipca. Ja jej tez nie popuszcze tych pieniedzy….

  5. Czas by walczyć z takimi oszustkami….nie można bezkarnie pozwalać wykorzystywać ludzi to nie są czasy niewolnictwa…

  6. W żabce na kruczej też jest wesoło, ajentka ubliża klientom co dopiero kasjerką, za to kraść można wszystko na żywca i nikt nic nie widzi.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.