Mijają kolejne tygodnie a miasto nadal nie wie co ma zrobić ze spółdzielniami mieszkaniowymi w kontekście opłat za śmieci. Wciąż nie ma decyzji administracyjne, która otworzyłaby drogę do rozwiązania sporu.
Prezesi spółdzielni mieszkaniowych nie wiedzą już co mają sądzić o poczynaniach prezydenta Roberta Raczyńskiego podlegającego mu MPWiK z prezesem Jarosławem Wantułą na czele. – Wciąż czekamy na decyzję administracyjną od prezydenta – mówi Tomasz Radziński, prezes SM Przylesie. – Mieszkańcom radzimy dokładnie to samo. Brak tej decyzji nie pozwala na jakiekolwiek rozwiązanie problemu.
Spółdzielnie mieszkaniowe w Lubinie czekają na dokumenty od miasta, bo chcą mieć podstawę do dokonania wpłaty za śmieci. Przypomnijmy, że ustawa śmieciowa „nie zauważyła”, że w Polsce są spółdzielnie mieszkaniowe. W rezultacie kolejne opinie prawne wskazują, że spółdzielnie nie mogą składać zbiorczych deklaracji za śmieci. W Lubinie mieszkańcy spółdzielni przygotowali indywidualne deklaracje, ale prezydent i jego podwładni ich nie przyjęli. W rezultacie 70 proc mieszkańców Lubina nie wie ile i na jaki rachunek ma wpłacać pieniądze za odbiór śmieci.
– Jak otrzymamy decyzję administracyjną obciążającą spółdzielnie zapłacimy za odpady. Czekamy na to i mamy przygotowane pieniądze – mówi Mieczysław Bober, prezes SM im. Staszica. – Nikt z nas nie pozwoli sobie na zablokowanie rachunku przez komornika.
Równocześnie z decyzją miasta co do opłaty za śmieci, Spółdzielnie złożą zażalenie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o przywrócenie porządku prawnego i zdjęcie ze spółdzielni błędnej decyzji w sprawie ponoszenia podatku za właścicieli mieszkań w zasobach spółdzielczych.
– Na dzisiaj dziwi nas, że nie ma jeszcze decyzji administracyjnej. Miasto miało czas na rozpoczęcie procedury już od 30 czerwca. Miało do tego wszelkie podstawy, bo jako spółdzielnie jasno określiliśmy swoje stanowisko, że nie złożymy deklaracji zbiorczych, bo prawo nam na to nie pozwala. Określiliśmy też że nie pozwolimy, aby mieszkańcy płacący za odpady musieli dodatkowo płacić, za tych, którzy nie regulują swoich zobowiązań. Opłata za śmieci jest podatkiem do czego miasto w końcu przyznało się, a skoro jest to podatek, to my jako spółdzielnie nie możemy go pobierać od naszych lokatorów – stwierdzają krótko prezesi. Spółdzielcy zwracają uwagę na jeszcze jeden problem. Urzędnicy prezydenta Roberta Raczyńskiego wymyślili, że w decyzji administracyjnej za podstawę do wyliczenia wysokości opłaty za śmieci, zostanie przyjęta liczba osób zameldowanych, a nie rzeczywiście zamieszkujących. To oznacza, że mieszkańcy spółdzielni będą musieli zapłacić jeszcze więcej niż zadeklarowali w śmieciowych deklaracjach. – To jest jakieś kuriozum – nie kryje zirytowani Radziński. – To kuriozum oznacza, że w mojej spółdzielni nagle przybyło 2 tys. osób w porównaniu do złożonych przez mieszkańców deklaracji śmieciowych!
W spółdzielni Nowa przybyło około 800 osób, SM Staszica – ponad 600, a Wyżykowskiego – 1000. Urzędowe wyliczenia odczują również lokatorzy pozostałych spółdzielni. Więcej osób niż wynika ze śmieciowych deklaracji miasto wskazało również na os. Polne, czy spółdzielni Nasz Dom gdzie przybyło ponad 300 dusz.
Prezes spółdzielni Staszica stwierdza, że w takiej sytuacji część rodzin zapłaci podwójnie. – Mamy w lokalu zameldowane cztery osoby, ale dwie wyjechały np. na studia do Wrocławia. Decyzja miasta spowoduje, że w Lubinie zostanie wniesiona opłata za śmieci, za cztery osoby i kolejna opłata będzie do poniesienia we Wrocławiu za dwie faktycznie zamieszkałe tam osoby. Przypomnijmy, że spółdzielnie od marca proponowały miastu pomoc w rozwiązaniu problemu, ale niestety ani prezydent ani MPWiK propozycji nie posłuchało i idą w zaparte w swoim dziwnym postępowaniu. – Kończąc te dywagacje. Nie byłoby problemu, gdyby Lubin wszedł w temat gospodarki odpadami nie w kwietniu, a w ubiegłym roku – mówi Mieczysław Bober. – A jeżeli już wszedł tak późno, to aby zrobił to samo co w Głogowie. Tam była decyzja administracyjna i idą spory sądowe, a my od miasta nie mamy numeru konta, nie mamy stawki i nie wiemy co mamy mieszkańcom powiedzieć.