Nieznany sprawca „udekorował” wnętrza klatek schodowych przy Bieszczadzkiej w Lubinie. Zostawił swój podpis w kilku miejscach. Mieszkańcy są oburzeni. Usunięcie napisów wiąże się z kosztami dla spółdzielni. To oznacza, że za wandalizm zapłacą lokatorzy.
Gdyby autor „prac” został zatrzymany, to on poniósłby koszt usunięcia napisów. W przypadku, gdy sprawca jest nieznany wszystko spadnie na budżet spółdzielni, która będzie musiała przeznaczyć na to pieniądze z funduszu remontowego płaconego przez lokatorów. Warto pamiętać co grozi za taki czyn. Jeśli straty nie przekraczają 250 zł to jest to wykroczenie, za które grozi areszt do 30 dni lub prace społeczne oraz grzywna. W przypadku strat oszacowanych powyżej 250 złotych kara jest surowsza, bowiem czyn kwalifikowany jest jako przestępstwo, a nie wykroczenie. I tu sprawca może być pozbawiony wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Otrzyma również karę grzywny.
Niestety przez takich „artystów” cierpią ci, którzy sztuce graffiti poświęcają się na poważnie. Przypomnijmy – lubińscy rajterzy kilka dni temu ozdobili za zgodą dyrekcji budynek szkoły przy Szpakowej w Lubinie. Odczucia mieszkańców pobliskich ulic były różne. Jednym się podobało, nieliczni zaś nie byli zadowoleni. Ci, którzy krytykowali pracę młodych lubinian mają niestety złe doświadczenia z takimi wandalami, jak ten, który „zaszalał” na osiedlu Świerczewskiego. Młodzi ludzie powinni sobie zdawać sprawę, że niszcząc wnętrza bloków czy ich elewacje, robią „niedźwiedzią przysługę” prawdziwym rajterom.