W ciężkim stanie do szpitala trafił 20-letni mieszkaniec Ścinawy po wypadku niedaleko Sitna. Auto dachowało, a młodzieniec wyleciał z samochodu. Tuż po wypadku mówił, że nie jechał sam.
Rover 45 jechał drogą powiatową ze Ścinawy w kierunku Parszowic. Do wypadku doszło tuż za przejazdem kolejowym nieużywanej już linii kolejowej Ścinawa-Legnica. Przed przejazdem było widać ślady hamowania. Tuż za przejazdem rover lewymi kołami złapał pobocze, skosił dwa betonowe słupki i ponownie znalazł się na asfalcie. Kierowca nie zapanował jednak nad samochodem i z dużą siłą uderzył on w skarpę znajdującą się na poboczu. Tutaj auto odbiło się i najprawdopodobniej w tym miejscu kierowca wyleciał z pojazdu, który dachował i zatrzymał się około 20 metrów dalej na środku drogi. Na miejscu wypadku pierwsi byli strażacy ze ścinawskiej OSP. Młody mężczyzna, jak się później okazało Filip, mieszkaniec Ścinawy, leżał z dala od samochodu w przydrożnym rowie. Strażakom powiedział, że jechała z nim kobieta.
Przeszukiwanie sporego terenu nic jednak nie dało, nikogo nie znaleziono. Pogotowie ratunkowe zabrało mężczyznę do szpitala. Jego stan był ciężki. Lekarze wprowadzili młodzieńca w stan śpiączki farmakologicznej.