Woda leje się ze stropu, na przodkach tworzą się bajora, woda płynie chodnikami jak górskie strumienie – w takich warunkach prowadzi się wydobycie na oddziale G 5 w ZG Lubin
Do kopalń KGHM zjeżdżałem wielokrotnie, przy różnego rodzaju okazjach. Była sól na SierPolu, był najgłębiej położony punkt ZG Rudna. Były tez budowy szybów, a także na zbicie szybu – czyli połączenie go z wykonanymi już pod ziemią chodnikami. W ZG Lubin – kilka lat temu też gościliśmy na poziomie 610. Tuż po Barbórce miałem okazję zapoznać się z pracą górników na oddziale G5.
Oddział położony jest w części południowej kopalni Lubin. Obrazowo na powierzchni jest miejscowość Obora. Oddział jest jednym z najpłycej położonych pod ziemią (300-400 m). KGHM zaprosił dziennikarzy, aby przekonali się, że wydobycie rudy na płytkim oddziale wcale nie jest prostsze niż na dużej głębokości.
Każdy ze zjazdów daje nowe wrażenia, ale przede wszystkim uświadamia z czym mierzą się ludzie zjeżdżający codziennie pod ziemię. Każdy kto zjechał pierwszy raz nie zapomina tego na długo. Na dziennikarzach z krajowych mediów, którzy pierwszy raz zjechali pod ziemię kopalnia zrobiła olbrzymie wrażenie. Na oddziale G5 praca pod ziemią to nie wycieczka, wymaga predyspozycji fizycznych. Jest duszno panuje olbrzymia wilgotność. Ze stropu na głowy ciurkiem leje się woda. Jest jej bardzo dużo. Po spągu, miejscami płynie jak górskie strumienie.
Na przodek pola wydobywczego byle czym się nie dojedzie. To miejsce dostępne dla ciężkich maszyn, albo land roverów. My dotarliśmy w rejon wydobywczy Kacprem. To podziemny „autobus”. Jednak warunki podróży w niczym nie przypominają pojazdów z powierzchni. Tutaj jest kurz hałas i mało miejsca. Górnicy żartują, że są tez miejsca „premium” – to siedzenia zlokalizowane na tyle kacpra – chlewik. Widać skąd się odjeżdża, pod warunkiem, że się nie kurzy. Maski przeciwpyłowe są niezbędne, a stopery w uszach bezcenne. Hałas silnika jest bowiem nieznośny. Docieramy do komory maszyn C-11. Tutaj maszyny pracujące pod ziemią zaczynają i kończą swój żywot, a także tu przechodzą generalne naprawy. Marcin Kołcz sztygar oddziału C-11 oprowadza po „swoim” kawałku kopalni. Wyposażenie jest takie jak w porządnych warsztatach na powierzchni przeznaczonych do obsługi ciężkich maszyn.
Po kilkunastu minutach ruszamy dalej w drogę. Trzeba iść w górę w dół, warunki zmieniają się co kilkadziesiąt metrów. Krzysztof Zawadzki – nadsztygar, zastępca kierownika działu górniczego nie ukrywa – To trudne miejsce. Bardzo mocno zawodnione z licznymi uskokami.
Można powiedzieć, że trzeba trochę pokluczyć, aby pozyskać bogactwo rudy miedzi, której w ZG
Idziemy jednym z chodników. Suchą stopą się nim nie przejdzie. Miejscami gumowce są do połowy zanurzone w wodzie. W innym miejscu ze stropu ciurkiem leje się woda, która po spągu spływa potem w najniższe punkty kopalni, lub miejsca, które przygotowali górnicy. Stamtąd jest odpompowywana. Wody jest dużo. Są przodki, w których są bajora wody. Oprowadzają nas po nich zastępca oddziału Marcyn Krynda i sztygar zmianowy Dariusz Lubryka. Miejscami woda leje się za przysłowiowy kołnierz. Ruda wybrana z przodka trafia na wozy odstawcze. Te jadą na kratę, gdzie duże bryły są kruszone za pomocą roksona i spadają na taśmociąg. Stamtąd już prosta droga do szybu i wyciągnięcia rudy na powierzchnię.
Praca na oddziale G-5 odbywa się w trudnych warunkach. Jest bardzo duszno i panuje olbrzymie zawilgocenie. Nawet środki mające zapobiegać parowaniu obiektywów w naszych aparatach fotograficznych nie dają rady.
Oddział G-5 wydobywa dziennie 3 tys. ton rudy miedz. Jest jedną z najcenniejszych w ZG Lubin, zawiera nawet ponad 2 proc miedzi, a wysokość złoża (furta) przekracza miejscami nawet 3 metry.
Na szybie głównym ZG Lubin na pierwszą zmianę zjeżdża 650 górników. Osiem oddziałów ZG Lubin wydobywa dziennie około 29 tys. ton rudy miedz.
Górniczej braci Szczęść Boże