Przy ulicy Orlej w okolicy numerów 39 – 41 zostały przycięte drzewa, a konkretnie ich korony. Sytuacją zaniepokoił się jeden z mieszkańców zwracają uwagę na los ptaków. Jak się okazuje, przycięte drzewa to wynik wyraźnych i wielokrotnych próśb tamtejszych lokatorów.
Do naszej redakcji przyszedł mail od lubinianina, którego zaniepokoił los ptaków gnieżdżących się w koronach drzew przy ulicy Orlej na tak zwanym skalniaku-rondzie. W wiadomości czytamy: „W tej chwili stado ptaków przelatuje nad miejscem, które jeszcze do wczoraj było dla nich ostoją. Ptaki są zupełnie zdezorientowane. Widok jest przygnębiający” – pisze zbulwersowany autor maila, który całą sprawę w telefonicznej rozmowie nazywa skandalem i barbarzyństwem. Szybko okazało się, że przycięte drzewa to działanie Spółdzielni Mieszkaniowej Przylesie. – W koronach drzew nie było gniazd. Dwa-trzy lata temu drzewa były tam zagęszczone w podobny sposób – mówi Zbigniew Kluska, kierownik działu eksploatacji zasobów mieszkaniowych SM Przylesie. – Ptactwo tam siedziało zanieczyszczało ławki, chodniki a wieczorami i o porankach głośno skrzeczało. Nie wszystkim się to podobało. Mieliśmy skargi z jednej strony na ogromny hałas, z drugiej na nieporządek a wręcz smród, bo rano i wieczorem jest większa wilgoć, która powoduje okropny zapach.
Wtedy spółdzielnia po raz pierwszy przycięła drzewa w tym miejscu. Teraz kiedy odrosły ponownie przeszły taki zabieg. – Tego lata mieliśmy liczne zgłoszenia w sprawie tych drzew i tego co się w nich i pod nimi dzieje. Dlatego zdecydowaliśmy się przyciąć korony radykalniej. Uformowaliśmy drzewa. To nie była jakaś samowolka. Wszystko zrobiliśmy na liczne wnioski mieszkańców i zgodnie z przepisami. – zapewnia Kluska. Innego zdania jest nasz czytelnik wskazujący, ze ptaki nie mają się gdzie podziać, ale pojawiają się również głosy innych mieszkańców. Wychodzi na to, że więcej jest zadowolonych z przycięcia drzew niż niezadowolonych.
Sporo lokatorów z bloku koło skweru uważa, że spółdzielnia zrobiła dobrze. -Mam okna na ten plac. Nie można było spać, oddychać ani jeść. Tam był smród nie do opisania. Pracowałam jako laborant-chemik. Z odchodów tych ptaków wydzielają się trucizny, które my wchłaniamy. Spółdzielnia powinna robić to co roku. Teraz po cięciu mamy spokój – mówi mieszkanka z Orlej 39. Kolejna kobieta spod 41 zauważa, że po zabiegu spółdzielni w domu wreszcie zrobiło się jasno. – Teraz, gdy przycięto korony tych drzew, w końcu mam światło w mieszkaniu! Mieszkałam jak w buszu, bo na parterze. Teraz dojrzałam słońce.
`