Dlaczego pacjent z interwencji policji, prawdopodobnie nietrzeźwy został przyjęty na izbę przyjęć w szpitalu natychmiast, a mój ojciec z odciętym kawałkiem palca musiał czekać prawie 1,5 godziny? – pyta głogowianin, który przywiózł swojego tatę w środowy wieczór do lubińskiego szpitala. Sytuację tłumaczy rzecznik RCZ i zapewnia, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.
Krzysztof Werner nie jest pierwszym pacjentem, którego spotkało długie oczekiwanie w izbie przyjęć w szpitalu w Lubinie. Jednak jego sytuacja może trochę dziwić, bo głogowianin trafił do placówki przy ulicy Bema z … odciętym kawałkiem palca. Zdarzenie miało miejsce podczas pracy przy pile. Niefortunnie doszło do odcięcia. – Jadąc do szpitala dzwoniliśmy z synem na pogotowie. Chcieliśmy spytać gdzie lepiej jechać. Zaproponowano nam Polkowice albo Lubin. Tu mieliśmy bliżej, bo to zdarzyło się w Szklarach Dolnych. Kiedy przybyłem kazano mi najpierw udać się do okienka. Załatwiono formalności, a potem musiałem czekać w kolejce. Byłem czwarty – opowiada pan Krzysztof. – Mój tato był przez lata wojskowym więc jest odporny na stres, ale to długie czekanie w kolejce, gdy napięcie i adrenalina już go puściły to nic przyjemnego. Cierpiał, ale nikt nie chciał tego słuchać. Nikt go nie obejrzał. Spojrzała tylko pielęgniarka i kazała czekać w kolejce. Kiedy tato już był w środku chciałem im pokazać ten palec. Kto wie, może coś dałoby się zrobić. Nikt mnie nie słuchał. Złapano mnie za ramię i kazano wyjść z sali. Podobnych problemów z formalnościami nie było, gdy policjanci przywieźli chyba nietrzeźwego, zakutego w kajdanki. Natychmiast wyleciał lekarz. Podstawiono łózko i przyjęto go na izbę. Potem przewieziono na rentgena. To chyba lepiej się awanturować i być pijanym niż spokojnym człowiekiem – mówi syn pana Krzysztofa, Damian Werner.
Sytuacja faktycznie wydaje się być trudna do uwierzenia, bo syn głogowianina do końca czekał na ojca z zawiniętym w chusteczkę kawałkiem palca. Pan Krzysztof wyszedł z izby przyjęć z amputowaną już kością małego palca. Chyba sam nie wierzył, że ktoś w ogóle będzie próbował coś odtworzyć. Na pewno jednak czuje rozczarowanie, że on i inni pacjenci musieli długo oczekiwać w kolejce izby przyjęć, a nietrzeźwy zatrzymany z interwencji policji został natychmiast przyjęty. Jak tłumaczy rzecznik lubińskiego szpitala Anna Szewczuk – Łebska, takie obowiązują procedury. W pierwszej kolejności przyjmowane są osoby przywiezione przez służby medyczne lub policyjne, by ratownicy lub funkcjonariusze mogli jak najszybciej wrócić do swych obowiązków. Zaś w kwestii oczekiwania w kolejce przez Krzysztofa Wernera, pani rzecznik zapewnia, że został on na pewno obejrzany przez lekarza zanim zdecydowano, że ma czekać z innymi pacjentami. Co ciekawe, ani pacjent, ani jego syn nie kojarzą takiej sytuacji. Podobno tuż po wejściu na izbę przyjęć zostali odesłani do okienka, by dopełnić formalności. Potem było już tylko oczekiwanie na swoją kolej.
Warto wspomnieć, że w Lubinie nie ma już izby wytrzeźwień. Została zlikwidowana wraz z ośrodkiem terapii uzależnień, który mieścił się przy ulicy Parkowej 1. Taką decyzję podjęto w urzędzie miejskim w Lubinie w 2011 roku. Wszystkie zatrzymania nietrzeźwych mieszkańców powiatu lubińskiego, które wymagają udzielenie pomocy medycznej zaczynają się więc na izbie przyjęć przy ulicy Bema. Kiedyś takie obowiązki pełnili sanitariusze i lekarz izby wytrzeźwień. Stąd więc nierzadko opóźnienia przyjęć pacjentów, którzy muszą ustąpić w szpitalu miejsca nietrzeźwym delikwentom.