Wpadł na włamaniu do mieszkania, ale po sprawdzeniu okazało się, że posiada sfałszowane dokumenty. Na bazie jednego z nich przez trzy lata był wychowawcą w jednej ze szkół w Chocianowie, mało tego pracował jako kierowca nie mając do tego stosownych uprawnień…
Śledztwo trwa i nie wiadomo jak się zakończy. Dzisiaj stwierdzono już, że w mieszkaniu zatrzymanego mężczyzny Łukasza G (32 l.) mieszkańca Lubina były sfałszowane dokumenty, w tym dyplomy wyższych uczelni, licencje trenerskie, a także pieczątki. – Ustaliliśmy, że podejrzany m.in. dwukrotnie zatrudniał się w szkołach na terenie powiatu lubińskiego i polkowickiego, jako nauczyciel wychowania fizycznego – mówi Jan Pociecha, oficer prasowy lubińskiej policji.
Dziennikarskie śledztwo zaprowadziło nas do jednej ze szkół w gminie Chocianów. – To był ceniony, koleżeński i lubiany przez uczniów nauczyciel – usłyszeliśmy od dyrektora szkoły.
Został zatrudniony w 2007 roku i pracował do września 2010 roku, kiedy to szkoła rozwiązała z nim umowę, bo z urlopów zdrowotnych wracali nauczyciele, których zastępował.
Mężczyzna dostarczył do placówki wszystkie wymagane dokumenty włącznie z zaświadczeniem z Krajowego Rejestru Karnego o niekaralności. – Dokumenty nie budziły żadnych zastrzeżeń – mówią pracownicy szkoły. Miał kwalifikacje więc został zatrudniony
Dyrekcji szkoły nie podobało się, że nauczyciel dorabiał na przewozach osobowych jako kierowca busa, ale rozumieli. Był młody, miał rodzinę, urodziło się dziecko więc trzeba było dorobić do nauczycielskiej pensji. Niestety i tu okazało się, że uprawnienia do takich przewozów osobowych oparte były na sfałszowanych papierach.
Nauczyciele przyznają, że był bardzo oddany dzieciom. Często przyjeżdżał szybciej i dawał gratisowe lekcje w-f już o godz 7. Potrafił też zostać dłużej po lekcjach. – Dzieciaki go za to bardzo ceniły i szanowały – przyznają pedagodzy z chocianowskiej placówki. Sympatię miał również wśród nauczycieli. Był bardzo uczynny i koleżeński. Często nauczyciele z Lubina pracujący razem z nim w gminie Chocianów jego samochodem docierali do szkoły i z niej wracali.
Dzisiaj Łukasz G. ma sporo problemów. Czeka go oskarżenie za włamanie i posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami. Kara za to może sięgać nawet 10 lat pozbawienia wolności.
Dziennikarskie śledztwo poprowadziło również do Lubina. Tutaj przynajmniej na razie nie wiadomo czy Łukasz G. był nauczycielem w jakiejś szkole, ale wiadomo już, że próbował nim zostać w Gimnazjum nr 5, kiedy kilka lat temu był w tej placówce stróżem. Pedagogiem nie został, choć twierdził, że ma ukończone studia, bo w szkole nie było potrzeby przyjmowania nowych nauczycieli. W tamtym czasie kadra raczej ulegała redukcjom z uwagi na niż demograficzny.
Policja utrzymuje, że Łukasz G. pracował w jednej z lubińskich szkół jako nauczyciel. Jednak rzecznik prezydenta Jacek Mamiński zaprzecza – Chciał zatrudnić jako nauczyciel wuefu, ale nie był w stanie przedstawić zaświadczenia o niekaralności i dlatego nie przeszedł rekrutacji. Mamiński potwierdza dziennikarskie informacje, że mężczyzna pracował w jednej z placówek jako woźny.
W najstarszej samorządowej szkole w Lubinie w Gimnazjum nr 4 pytaliśmy w jaki sposób weryfikowane są dokumenty składane przez nauczycieli ubiegających się o pracę. Tutaj Łukasz G. nie szukał zatrudnienia, a nawet gdyby tak było nauczycielska kariera szybko znalazłaby się poza murami placówki. Wynika to z prostych zasad obowiązujących w placówce. Jego dokumenty są wnikliwie weryfikowane. – Nawet jeżeli kandydat złoży nam zaświadczenie o niekaralności i tak sami występujemy do sądu o potwierdzenie tej informacji – mówi Anna Słowikowska dyrektor Gimnazjum Publicznego nr 4 w Lubinie. Pytana dlaczego sprawdza się prawdziwość potwierdzonego sądownie dokumentu, jako pedagog z trzydziestoletnim stażem odpowiada krótko. – Nauczyciele muszą być bez skazy bo powierzamy im dzieci.