Podatek katastralny to jeden z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów fiskalnych. Dla wielu właścicieli nieruchomości jego wprowadzenie oznaczałoby nawet wielokrotny wzrost kosztów jej utrzymania. Realne zagrożenie pojawia się ze strony samorządów donosi portal bankier.pl.
Miasta i gminy od dawna szukają sposobu na poprawę wpływów do budżetu. Podatek katastralny byłby idealnym rozwiązaniem i szybko rozwiązałby problem braku gotówki w miejskim budżecie. Wystarczy powiedzieć, że w wysokość takiego podatku może wynosić 1 proc wartości nieruchomości. Jeżeli zatem ktoś ma dom o wartości 400 tys. zł zamiast dotychczasowego podatku od nieruchomości na poziomie np. 1000 zł rocznie zapłaci bagatela 1 proc wartości rocznie czyli …4 tys. zł.
Dla samorządów jest to nie lada finansowa gratka i to one naciskają przedstawicieli rządu, aby podatek katastralny został wprowadzony jak najszybciej. W Lubinie właściciele prywatnych nieruchomości w tym roku nie płacą podatku, ale miasto maksymalnie jak się da sięga do kieszeni przedsiębiorców narzucając im bardzo wysokie stawki za nieruchomości (obecnie 21,94 zł za m.kw.).
Podatek katastralny byłby dla zadłużonego Lubina niemal wybawieniem z finansowych tarapatów. Roczne wpływy według bardzo ostrożnych szacunków mogłyby sięgać nawet kilkunastu, a nie dotychczasowych skromnych 3 milionów złotych.
„Zakusy samorządowców, którzy już teraz regularnie podnoszą podatki lokalne, są dużo groźniejsze niż zagrożenie zmian ze szczebla rządowego, bo nie wymagają zmian w ustawach i wielomiesięcznych konsultacji społecznych. Do tego na szczeblu lokalnym rozmycie odpowiedzialności jest dużo większe niż w świetle reflektorów przy Wiejskiej” – donosi portal bankier.pl. Portal wskazuje kto będzie najbardziej poszkodowana grupą – „młode małżeństwa spłacające kredyty za niedawno kupione mieszkania. Nie dość, że wiele z nich płaci raty od kredytu przewyższającego wartość nieruchomości, których ceny od trzech lat spadają, to do tego musieliby udźwignąć nowe obciążenie. W takich warunkach, wielu młodych ludzi może zrezygnować z dalszego spłacania kredytu i poważniej pomyśleć o emigracji.
Podobnie jak studenci i absolwenci, którzy wynajmują mieszkania – ceny wynajmu wzrosłyby drastycznie ograniczając mobilność społeczeństwa i chęć do kształcenia się poza miejscem zamieszkania.