Syberyjska ziemia, do dziś kojarzona jest częściej z siarczystym mrozem bezkresnej tajgi, miejscem zesłań i katorżniczej pracy, niźli kierunkiem turystycznego celu podróży.
Stereotypy są od tego aby je łamać lub pieczętować na wieki. W Centrum Kultury MUZA zawiłe losy polskości kreślił barwami słowa i obrazu legendarny fotoreporter Grzegorz Lityński. Narrator spotkania wziął udział w wyprawie „Śladami polskich badaczy Syberii”, zorganizowanej pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 150. rocznicę Powstania Styczniowego. Wśród ambitnych celów misji, której przewodził niezłomny eksplorator Jacek Pałkiewicz, znalazło się także sformułowanie: „ocieplenia międzyludzkich relacji”.
Przewróćmy karty historii do roku 1864. Młody naukowiec i powstaniec styczniowy, Benedykt Dybowski, zostaje osadzony w więziennej celi, a carski sąd wyrokuje karę śmierci. Dzięki wstawiennictwu zaprzyjaźnionych profesorów w jego obronie interweniuje sam Bismarck – Żelazny Kanclerz Niemiec. Kara zostaje zamieniona na dwanaście lat ciężkich robót.
Po stłumieniu niepodległościowego zrywu carat zesłał na katorgę około 40 tysięcy powstańców, którzy trafili w sam środek 12 mln km² „nieludzkiej ziemi Sybiru”. Dybowski z towarzyszami niedoli niemal połowę z ośmiu tysięcy kilometrów drogi, z Tobolska do Irkucka, przebył na własnych nogach, niosąc dodatkowe kilogramy naukowego ekwipunku. „Większość maszerowała w łachmanach, zużyte buty zastępowały owinięte na stopach szmaty”. Do odkrycia Syberii oraz zgłębienia tajemnic Bajkału – najgłębszego jeziora świata, polskiemu badaczowi wystarczyły: mikroskop, zbiór książek i narzędzia chirurgiczne. Na skutej lodem tafli z kilkoma pasjonatami nauki zbudował przesuwany na płozach szałas – “laboratorium”, które przemieszczano wraz z „kilometrami lin, dziesiątkami wędek, sond i czerpaków”. Wkrótce prowadzone badania przyniosły fantastyczne odkrycia nieznanych dotąd endemicznych form zwierzęcych, w tym sześciu nowych gatunków ryb.
Podczas późniejszego pobytu na wyspie Beringa Dybowski przenosi na nią z Kamczatki kilkanaście reniferów. Po 20 latach stado liczy kilka tysięcy sztuk, zaś wśród rdzennej ludności uczony zyskuje przydomek: “Dobrego Białego Boga”.
I tu zaczynają się teraźniejsze schody. Dla rosyjskich władz Pietropawłowska Kamczackiego Benedykt Dybowski nie mógł być Polakiem, ponieważ pod zaborami „nie było Polski” i obywatelstwa polskiego. Do tego czasu możemy według Rosjan wzmiankować jedynie o poddanym Imperium Rosyjskiego. Po zawiłych pertraktacjach i przełamywaniu dyplomatycznej zmarzliny wmurowana tablica pamiątkowa uwzględniła narodowy języczek u wagi. Jej ostateczny tekst, niestety wyłącznie w języku rosyjskim, ustalono następująco:
„Pamięci Benedykta Dybowskiego (1833-1930), badacza Syberii i Kamczatki. Polaka, obywatela Imperium Rosyjskiego, etnografa, językoznawcy, zoologa i lekarza.”

Autor: Andrzej Jaworski, fot. Grzegorz Lityński