Fot. z lutego roku 2017

Dziura w lubińskim rynku ma już sporo lat i tworzy własną historię. Najnowszą, czyli – Dziurę w Rynku – napisał prezydent Lubina Robert Raczyński ze swoimi poplecznikami z Lubin 2006, aktualnie montującymi ekipę samorządowców bezpartyjnych.

W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku wyburzono ocalałe po wojnie w rynku kamieniczki i zabudowano go blokami z płyty. Pozostawiono wprawdzie Ratusz, ale obok postawiono paskudę architektoniczną, zwaną parterowym pawilonem handlowym. W ten sposób Rynek przestał być Rynkiem i stał się Placem Wolności.
Po zmianach ustrojowych, czyli około 1989 roku i w latach późniejszych postanowiono chociaż częściowo zmienić obraz centrum miasta Lubina. Wiadomo było, że nie da się przebudować całego Rynku od razu – niczego nie dawało się zrobić „za darmo”. Prace ruszyły za prezydentury Tadeusza Maćkały – opracowano plany systematycznej przebudowy Rynku. Na początek, na placu od strony tzw. małego kościółka postawiono kamieniczki, nawiązujące stylem do zabudowy historycznej. Część placu wybrukowano kostką i zakazano tam ruchu samochodów. Trwały prace nad zagospodarowaniem i tej części Rynku. Zamierzano tam postawić kamieniczki podobne do tych z drugiej strony Ratusza. Opracowano już nawet projekt 11 budynków. Tadeusz Maćkała nie zdążył zrealizować tych planów – zmieniły się władze samorządowe i gotowy już projekt przebudowy odstawiono do lamusa. Życie w rynku prawie zamarło, choć trzeba wspomnieć, że wciąż stał parterowy pawilon, przynoszący miastu całkiem niebagatelny dochód w kwocie 250 tysięcy złotych rocznie.
W 2002 roku prezydentem zostaje Robert Raczyński, po dwóch latach od wyborów ktoś z ekipy urzędującego włodarza Lubina doszedł do wniosku, że z Rynkiem coś zrobić trzeba. Najlepiej szybko. Nie wiemy, czy to władze miasta wynalazły firmę chętną do budowy, czy ta firma znalazła chętnych w mieście – dość powiedzieć, że 16 grudnia 2004 roku w lokalnej telewizji, należącej częściowo do miasta i miejskim portalu, poinformowano wszem i wobec o wielkim przedsięwzięciu, jakim będzie wybudowanie Galerii Rynek. Głównym inwestorem miała być niemiecka firma, mająca doświadczenie w takich budowach. Inwestycja miała kosztować 6 mln zł. Brzmiało to obiecująco, odtrąbiono sukces, obiecano, że lubiński Rynek odzyska blask i stanie się centralnym punktem miasta. A tymczasem historia dziury w lubińskim centrum miasta dopiero się zaczynała na dobre rozwijać. Oto w kilka miesięcy po telewizyjnym show okazało się, że powstała spółka Galeria Rynek. Udziałowcami jej byli Lubińska Spółka Inwestycyjna ( 100% udziału miasta) i spółka Womak Beta- właścicielami byli obywatele Niemiec (kapitał zakładowy to… 60 tys. zł. LSI miała w Galerii Rynek 49% udziałów. Do spółki wniosła aportem grunt, który wcześniej otrzymała za darmo od miasta, wbrew negatywnej opinii radnych.

Kilka tygodni potem podano więcej wielce zdumiewających szczegółów. Powstać miał bowiem budynek o powierzchni 12.000 m. kw., kilka kondygnacji, garaż podziemny. Całość inwestycji miała kosztować już… 10 mln euro. Kiedy dziennikarze zapytali ekipę Raczyńskiego, skąd weźmie tak wielkie pieniądze, usłyszeli, że pozyska je dzięki kontaktom niemieckich właścicieli Womaku.
Po jakimś czasie okazało się, że umowa spółki Galeria Rynek jest skonstruowana bardzo niekorzystnie dla Lubina. Mniejszościowy udziałowiec, czyli miasto nie miało bowiem realnego wpływu na decyzje podejmowane w spółce – do nich konieczna była większość. Mało tego, umowa zakładała, że konieczne będzie podniesienie kapitału do kwoty 30 mln zł a później nawet do… 300 mln. Udziałowiec, który nie byłby w stanie pokryć swojej części, traciłby udziały na rzecz drugiego. Jasne się stało, że w takiej sytuacji miasto nie podoła takiemu wysiłkowi finansowemu. Ówczesne władze jednak to zagrożenie wyraźnie i ewidentnie bagatelizowały, ale w spółce wciąż na prezesowskim stołku siedział zaufany człowiek prezydenta.
W 2005 roku, na przełomie maja i czerwca bardzo szybko rozebrano istniejący pawilon handlowy (przypomnijmy, przynoszący miastu ćwierć miliona złotych rocznego dochodu), a w Rynku wykopano ogromną dziurę. Archeolodzy przebadali teren i… raptem wszystko zamarło. W Rynku powstała Dziura. Wprawdzie w 2008 roku w panice zasypano częściowo teren, wtedy bowiem do Lubina przyjeżdżał prezydent kraju. Przed wyborami teren wyrównano już całkowicie – ale lubinianie i tak po dziś dzień nazywają to miejsce Dziurą w Rynku. Nie można powiedzieć, że nic się w sprawie Dziury nie działo. Inwestor nawet próbował uzyskać pozwolenie na budowę, przedkładając różne projekty. Cztery razy wnioski były odrzucane przez Starostwo Powiatowe ze względu na niespełnianie wymogów przewidywanych i obowiązujących dla zatwierdzenia projektów. Inwestor odwoływał się do wojewody i sądów, ale bez skutku. W efekcie ostateczne wyroki były jednoznaczne: żaden z projektów nie nadawał się do realizacji, gdyż nie spełniał wymaganych przez prawo warunków. Prezydent Robert Raczyński wmawiał wtedy lubinianom, że to przez polityczną zemstę odmawia się wydania pozwolenia na budowę. Ustawiono nawet w billboardy wymieniające z nazwiska starostę i wicestarostę, i wskazywanych jako winnych Dziury w Rynku.
Takie tłumaczenie skończyło się po kolejnych wyborach. Opcja prezydencka zdobyła większość mandatów także w powiecie. Mimo że nikt już „nie przeszkadzał” w realizacji inwestycji, Dziura trwała niepokonana. Okazało się nawet, że nowe władze odmówiły wydania pozwolenia na budowę – i żeby było śmieszniej – dokładnie z tych samych powodów co te poprzednie. Mit o zemście politycznej prysnął jak bańka mydlana. Po drodze, na drodze do budowy stawał jeszcze konserwator zabytków. Na jednej z konferencji prasowych przyznał dziennikarzom, że nie zgadzał się na przedstawiane projekty wizualizacji budowli, bo nie odpowiadała historycznemu miejscu jakim jest rynek: “nie nie będzie nikt psiej budy stawiał koło Ratusza” – mówił Zdzisław Kurzeja.
W końcu, po kolejnych próbach, konserwator zgodził się z projektantami, ale inwestor jakby celowo składał takie dokumenty o pozwolenie na budowę, aby tego pozwolenia nie otrzymać. W końcu po wielu latach firma otrzymała pozwolenie na budowę. Zmieniono ogrodzenie na blaszany płot, postawiono budę kierownika budowy i toy-toya oraz powieszono tablicę informacyjną, z której wynikało, że Budowa Centrum Handlowego Galeria Rynek rozpoczęła się 24 czerwca 2013 roku. Termin ukończenia 24 czerwca 2015 roku. Tak się zaczęła ta budowa i tak się… skończyła. Nie zrobiono właściwie niczego. Po cóż więc był ten swoisty cyrk na pokaz? Otóż, jak się okazało, był niezbędny dla większościowego udziałowca. Pozwolił na przejęcie udziałów spółki Galeria Rynek! W nowej umowie wskazano, że w momencie rozpoczęcia budowy wszystkie udziały miasta zostają umorzone. Do miasta trafia odszkodowanie w wysokości proporcjonalnej wartości udziałów pomniejszone o koszty funkcjonowania spółki przez te wszystkie lata, a grunt został własnością firmy. W ten sposób miasto pozbyło się jakiegokolwiek wpływu na to, co w Rynku będzie się działo. Dzisiaj w zarośniętej Dziurze żerują przez nikogo niepłoszone kuny i szczury, a jedyną zmianą jaka nastąpiła w kwestii wydanego pozwolenia na budowę to zniknięcie z placu niby-budowy budy kierownika i przenośnego kibelka… 
Lata-2002-2017 to prezydentura tego samego człowieka, który przy powstawaniu Galerii Rynek grzmiał gromkim głosem: „Trzeba skończyć z tą wioską – trzeba obudzić Lubin”. Robert Raczyński nagle jakby się w sprawie zaoranego rynku obudził i mówi o odbudowie rynku, którego, jak się wyraził „nigdy w Lubinie tak naprawdę nie było”. Otóż w Lubinie rynek był. Ale za sprawą prezydenta Raczyńskiego i jego ekipy, zamiast Rynku jest Dziura w Rynku, którą mamy od 12 lat…

CDN.

Fot. z 2012 r.
Fot. z września 2015 r .
Fot. z lutego 2017 r.

 

Poprzedni artykułZmowa Ubezpieczycieli? Rocznica droższych stawek OC tuż, tuż
Następny artykułUwaga alergicy – nadchodzi wiosna