Kolejna praca lubińskich rajterów zdobi Przylesie. Tym razem dzieło trzech młodych artystów cieszy oczy na ścianie gimnazjum nr 1 przy Szpakowej. Graffiti pokrywa 18 metrów muru szkoły i wzbudza ogromne zaciekawienie przechodniów.

Trzej młodzi lubinianie poświęcili cały dzień, by niecodzienny widok zasłonił poprzednie nieciekawe wpisy na ścianie szkoły. Sztuka malowania na murach spotyka się z coraz większym zrozumieniem i akceptacją społeczeństwa. Jak mówią młodzi artyści z Lubina, ich zajęcie jest inaczej postrzegane, bo otoczenie jest coraz młodsze i bardziej otwarte. Coś w tym jest. Kiedy oni malowali swoje graffiti wystarczyło poobserwować przechodniów. Młodsi ludzie przechodzili i kiwali głowami z szacunkiem. Zdarzali się tacy, którzy pytali o ostateczny efekt i z zainteresowaniem oglądali projekt na papierze, którym dysponowali młodzi mężczyźni. Niestety nie zabrakło też starszej pani, która z daleka krzyczała „Co wy wyprawiacie? Dzwonię na policję”. Wyciągnęła telefon i improwizując prowadziła rozmowę z wymyślonym słuchaczem. Warto zaznaczyć, iż wcale nie zadzwoniła na komisariat.

– Graffiti to nie tylko hobby i pasja, to sposób na życie – mówią autorzy pracy na ścianie gimnazjum nr 1 – Otrzymaliśmy zgodę od dyrekcji szkoły. Prawie pewne jest, że teraz nikt już po tym nie będzie nic innego malował czy pisał jakichś wulgaryzmów. Jesteśmy grupą uczniów, studentów, niektórzy z nas już pracują. Jest nas w Lubinie kilkunastu. Kiedyś też malowano, ale zwykłymi farbami. Teraz to wygląda bardziej estetycznie. Nasza praca jest bardziej akceptowana niż kiedyś, bo może jest tego wszędzie coraz więcej, może decyzyjne osoby są coraz młodsze. Ta praca tutaj ma przedstawiać w tle coś podobnego do kosmosu. Nie chcemy pokazywać pustych literek – tłumaczą młodzi artyści.

Graffiti nie należy do najtańszych pasji. Jedna puszka farby to koszt ok. 20 złotych. Rysunek przy ulicy Szpakowej rozciąga się na 18 metrach długości. Na takie dzieło potrzeba było około 20 puszek farby. Młodzi lubinianie zaopatrują się w narzędzia swojej pracy we własnym zakresie. Lubin, to jak mówią, nie Zielona Góra czy inne większe miasta, w których budżet miejski przewidywałby środki i specjalnie stworzone miejsca na tego typu działalność. Do tematu jak Lubin zapatruje się na sztukę graffiti i co robi magistrat, by ułatwić rozwój rajterom jeszcze wrócimy.

Poprzedni artykułPrzez tydzień Przylesie, a jeden dzień cały Lubin
Następny artykułBomba czy żart dowcipnisia?