Wendetta o parking przed sklepem przy Konopnickiej 27a zakończona. Podstępna lokatorka przestanie korzystać z miejsca parkingowego, jak z własności. Bardzo długo przeganiała lokatorów pobliskich bloków, którzy próbowali tam parkować. Straszyła policją, choć jak się okazuje, sama łamała przepisy.

Na miejscu parkingowym widać z daleka kopertę. Tuż przy parkingu stoi znak, a na nim wypisany numer rejestracyjny. Wszystko więc wygląda poważnie i na pierwszy rzut oka zgodnie z prawem. Tymczasem wcale tak nie jest. Mieszkańcy Konopnickiej 27 sprawdzili to. Miejsce parkingowe nie jest obecnie przez nikogo opłacane. W Urzędzie Miejskim nie ma informacji o nikim, kto byłby uprawniony do korzystania z parkingu na specjalnych zasadach. Kiedyś owszem, miejsce było opłacane, ale wpłaty przestały wpływać do miejskiej kasy. Tym samym parking stał się dostępny dla wszystkich. Poza tym tradycyjny, niebieski znak informacyjny został opisany niezgodnie z prawem. Lubińska straż miejska sprawdziła miejsce. Ten, kto umieścił numer rejestracyjny na znaku, złamał przepisy. Wszelkie dodatkowe informacje powinno się wprowadzać pod znakami. Funkcjonariusze straży zgłosili sprawę w Urzędzie Miejskim. W ramach obowiązków wydział infrastruktury powinien usunąć znak.

Do dziś, mieszkańcy Konopnickiej po każdej próbie zaparkowania na „oznaczonym” miejscu słyszeli od „właścicielki” parkingu, że nie mogą tam zostawiać swoich samochodów. Jeśli się nie dostosują, zostanie wezwana policja lub straż miejska. Co ciekawe, jak relacjonują lokatorzy, pani sama często parkowała obok, a z jej miejsca korzystał znajomy odwiedzający kobietę. – Tak nie może być. Teraz to ona już zajmuje dwa miejsca na parkingu. Od lat tak jest. Daje nam do zrozumienia, że ma wielu znajomych w policji i zawsze ktoś przyjedzie na jej wezwanie – skarżyli się mieszkańcy pobliskich bloków. Tymczasem obaw już nie ma. Takie wezwanie byłoby bezzasadne. To raczej osoby rezerwujące w ten sposób parkingi powinny czuć się zagrożone. Ustawodawca bowiem przygotował na takie wykroczenia odpowiednie przepisy. – Nie radziłbym nikomu robić takich rzeczy – mówi Robert Kotulski, komendant lubińskiej straży miejskiej – to wykroczenie jest zagrożone karą aresztu do 3 miesięcy, ograniczenia wolności albo grzywny, która w postępowaniu mandatowym może sięgnąć 500 zł. Na drodze sądowej winny może być ukarany grzywną nawet do 5 000 zł. Co prawda nie słyszałem jeszcze, by ktoś trafił za to do aresztu, ale ryzyko jest – wyjaśnia komendant.

Poprzedni artykułIle tych aut faktycznie jeździ?
Następny artykułWypadek pod Sitnem