Dotarły do nas niepokojące informacje na temat sytuacji w domu dziecka w Ścinawie. W liście tym mają być opisane zdarzenia, jakie rzekomo miały miejsce w placówce. Władze powiatu lubińskiego, który nadzoruje działanie domu dziecka nie chcą komentować treści listu. Na pytania dziennikarzy odpowiadają krótko – Anonimami się nie zajmujemy.
Tymczasem z naszych informacji wynika, że zaledwie kilka tygodni temu w ośrodku przeprowadzono kontrolę, której wyniki nie były zadowalające. Jednak jak do tej pory nie zostały one przedstawione opinii publicznej.
Poniżej prezentujemy Czytelnikom treść anonimowego listu.

„Jesteśmy grupą wyborców Lubin 2006 – zatrudnionych w Powiatowym Centrum Opieki i Wychowania w Ścinawie – dawniej Domu Dziecka w Ścinawie. Piszemy z prośbą o interwencję w sprawie sytuacji naszej placówce już po raz trzeci, gdyż nadal sytuacja ta pogarsza się. Dzieje się tak za sprawą pani Ewy Cieślowskiej, która ponownie pełni obowiązki dyrektora naszej placówki. Sprawa jej zatrudnienia jest zresztą bardzo tajemnicza, gdyż ostatnio zatrudniona była na stanowisku z- cy dyrektora ds. administracyjnych, a obecnie już tytułuje się dyrektorem i taką też posługuje się pieczątką.
Pani Cieślowska nie posiada niestety powołania i predyspozycji do kierowania taką placówką jak nasza. Sprawy wychowanków jej nie interesują, nie czuje się ona odpowiedzialna za placówkę, jest jedynie zainteresowana swoim stanowiskiem.
Nasz niepokój budzi przede wszystkim fakt, że pani Cieślowska łamie prawa pracownicze i ustalenia zawarte z pracownikami. Pozbywa się z placówki wychowawców, którym skończyła się umowa terminowa i w ich miejsce zatrudnia swoje znajome ze żłobka. Wprowadziła niekorzystny dla nas kwartalny system rozliczania nadgodzin, zabrała wprowadzone wcześniej udogodnienia dla wychowawców zatrudnionych z Kodeksu pracy, w postaci przyznanych wczesniej 5 godzin w tygodniu na przygotowanie dokumentacji, przez co doprowadziła do drastycznych dysproporcji w czasie bezpośredniej pracy z dzieckiem w stosunku do wychowawców z Karty nauczyciela. Tym samym mamy wrażenie, że próbuje ponownie skonfliktować pracowników pedagogicznych, gdyż ta sprawa była źródłem nieporozumień w przeszłości.
Pani Cieślowska podejmuje także trudne do zrozumienia decyzje personalne. Zwolniła z pracy w połowie grudnia pracowników księgowości i kadr, co spowodowało, że wszyscy pracownicy otrzymali z dużym opóźnieniem wynagrodzenia. Toleruje wychowawcę, który ma problemy z alkoholem i przychodzi do pracy z dziećmi po jego wypiciu. Zmarginalizowała znaczenie pracy specjalistycznej w placówce, co spowodowało, że wychowankowie nie są objęci pomocą specjalistyczną. Pedagog placówki z polecenia pani Cieślowskiej pracuje jako wychowawca w grupie, terapeuta pomimo wyznaczonych stałych godzin pracy nie prowadzi z dziećmi terapii, gdyż jest wyznaczany także do innych zajęć. Psychologa nie ma wcale. Pani Cieślowska powierzyła odpowiedzialność za funkcjonowanie najstarszych grup wychowawczych bardzo młodym pracownikom bez stażu zawodowego, odsuwając jednocześnie pracowników doświadczonych. Jest to decyzja niezrozumiała tym bardziej, że pracownicy ci nie mają doświadczenia zawodowego, są młodymi ludźmi, a dla jednego z nich, jedyną metodą wychowawczą jest agresja i przemoc wobec wychowanków. Inny z kolei musi pełnić tę funkcję bez swojej zgody, gdyż nie czuje się on jeszcze prawdopodobnie na siłach udźwignąć taką odpowiedzialność. Efektem tego są nagminne akty agresji niedoświadczonych wychowawców wobec wychowanków w starszych grupach – dwóch wychowanków było podduszanych, szarpanych za ubranie, zastraszanych odesłaniem do szpitala psychiatrycznego lub ośrodka wychowawczego. Wobec wychowanków sprawiających problemy wychowawcze nie stosuje się żadnych działań prewencyjnych czy profilaktycznych, nie są oni objęci żadną pomocą psychologiczną czy terapeutyczną, po prostu odsyła się ich do szpitali psychiatrycznych bez ich zgody. Na rodziców tych dzieci wywierana jest presja, aby podpisywali zgody na leczenie psychiatryczne, strasząc ich, że będą ponosić koszty szkody wyrządzonej przez dziecko w placówce lub w szkole.
Efekty decyzji personalnych pani Cieślowskiej oraz jej brak odpowiedzialności za funkcjonowanie placówki bardzo niekorzystnie odbija się na samych wychowankach. Dzieci są sfrustrowane, podejmują ucieczki z placówki, upijają się. Ponownie zdarzają się interwencje policji, część wychowanków ma sprawy karne za rozboje lub pobicia. Dzieciom ogranicza się kieszonkowe, decyzją pani Cieślowskiej wychowankowie muszą ze swojego kieszonkowego finansować potrzeby placówki – dokładać się na środki higieny osobistej – szampony, proszki do prania, płyny do mycia naczyń. Jest to tym bardziej bulwersujące, że najczęściej tych środków higienicznych zwyczajnie w placówce nie ma, bo wychowankowie nie mają już pieniędzy, żeby je kupić. Zdarza się więc, że myją włosy płynem do mycia naczyń albo myją naczynia szamponem. Ostatnio pani Cieślowska wprowadziła także drastyczne oszczędzanie na żywności, co doprowadziło do tego, że starsi wychowankowie chodzą głodni, bo brakuje nawet chleba na kolację. Żeby temu zaradzić wychowawcy muszą przynosić chleb z domu.
Ostatnio któryś z wychowanków poskarżył się na złą sytuację dzieci w placówce do Rzecznika Praw Dziecka, licząc na to, iż sytuacja ulegnie poprawie. Niestety pani Cieślowska załatwiła sprawę po swojemu, wydając wychowawcom polecenie zebrania od dzieci pisemnego oświadczenia, że nie wnoszą zastrzeżeń do swojego kieszonkowego, pod groźbą utraty kieszonkowego.
Szczególnie bulwersujące jest jednak to, iż wychowankowie nie mają żadnej możliwości zwrócenia się do kogokolwiek o pomoc. My jako wychowawcy nie znajdujemy zrozumienia u pani Cieślowskiej, która nie czuje się odpowiedzialna za placówkę i głośno o tym mówi. Jesteśmy świadomi tego, co się dzieje z dziećmi, jednak nie mamy możliwości, aby im pomóc. Nasze uwagi pozostają bez reakcji, a my słyszymy, że mamy sobie poradzić sami, ponieważ to my pracujemy z dziećmi.
Zwracamy się do Państwa o pomoc, bo jesteśmy bezradni. Władze powiatu stoją murem za panią Cieślowską, w końcu jest ona żoną radnego rządzącego ugrupowania – Lubin 2006. W tej sytuacji głos nas – tylko wyborców – nie jest brany pod uwagę. Byliśmy potrzebni wówczas, kiedy trzeba było prowadzić kampanię wyborczą, zbierać podpisy i iść do urny. Wszyscy z nas głosowali na obecnie rządzące ugrupowanie i niestety teraz ogromnie tego żałujemy i wstydzimy się, gdyż zostaliśmy oszukani.
Prosimy bardzo o potraktowanie tego listu poważnie i opublikowanie go, pomimo, że nie jest on imiennie przez nas podpisany. Niestety nie możemy tego zrobić, gdyż boimy się o swoją pracę, ponieważ możemy ją utracić. To spotkało już nasze koleżanki, które odważyły się otwarcie zaprotestować przeciwko sytuacji panującej w placówce.”
Autor: MC

Poprzedni artykułWójt w Sejmie o odkrywce
Następny artykułTajemnica pchnięcia w szkole na wizji